sobota, 5 września 2015

wtorek, 18 sierpnia 2015

Rozdział 7

- Vanillo! Vanillo! Obudź się! To był tylko zły sen! - Obudziłam się w ciepłych ramionach Nathana, który głaskał mnie po włosach i uspokajał. Pomimo jego zapewnień że to tylko zły sen, nie byłam tego taka pewna. Kątem oka zobaczyłam Erica stojącego obok brata.
- T-t-to nie był s-sen - wyjąkałam, i zaczęłam się uspokajać.
- Opowiesz nam? - zapytał Nathan. Pokiwałam głową i zaczęłam opowiadać. Obaj bracia bacznie słuchali. Ostatnie zdanie zwaliło ich z nóg. Nie wiem dlaczego tak zareagowali, ale obydwaj popatrzyli na mnie z niepokojem i... i czymś podobnym do dumy. Pierwszy odezwał się Eric.
- Nathanie, czy myślisz że to mogła być wizja? Taka we śnie?
- Obawiam się, że to na pewno było przewidzenie przyszłości.
O rany! Pomyślałam przez chwilę po czym zawołałam:
- Wiem! Sabrina powiedziała że Strażniczka pomoże mi zrozumieć mój dar. Dar czasu! To musi być to! Mam rację, prawda?
Nathan spojrzał na mnie swymi przenikliwymi, zielonymi oczami i pokiwał, potakująco głową. Chłopcy powiedzieli że mają niedługo lekcje i wychodzą. Zostałam sama. Rany, dziwnie się czułam chodząc po nowym domu. Czułam się obco. Postanowiłam pouczyć się do testu. Poszłam do domowej biblioteki moich wybawców. To było najlepsze pomieszczenie w tej wielkiej posiadłości. Nawet mój pokój - który swoją drogą uwielbiałam, nie porównywał się do biblioteki. Gdy skończyłam czytać piąty rozdział zadzwonił dzwonek do drzwi. Poszłam otworzyć z myślą, że jeśli to ktoś to braci to powiem że poszli do szkoły, na zajęcia. Nie spodziewałam się zobaczyć, osoby która postanowiła mnie odwiedzić.
- Myślałem że się umawialiśmy - powiedział mi z wyrzutem Ethan. - A ty znowu mnie olałaś.
Włosy stanęły mi dęba. Coś w wyrazie jego twarzy mówiło mi że to nie jest przyjazna wizyta.
- Jaa.... ja nie mogłam wyjść.
- Dlaczego? Czyżby twoi nowi przyjaciele byli zazdrośni? - Zapytał z sarkazmem.
- Nie twój interes. Zresztą skąd wiesz gdzie teraz mieszkam?
Ethan jakby nie słyszał mojego pytania, gadał dalej.
- Ach, wiedziałem że ty jesteś inna. Większość dziewczyn mnie zauważa i walczy o moje względy. Ty mnie olałaś. Dwa razy! - Zaśmiał się gorzko.
- Nie wyglądasz jakbyś musiał odpędzać się od dziewczyn.  I dlaczego sądzisz że ja też muszę na ciebie lecieć?
- No no, gdzie się podziała grzeczna, taktowna i miła Vanilla? Zresztą nie ważne. Idziesz do szkoły? Z tego co wiem, za jakąś godzinę mamy test z historii sztuki. To co idziemy?
Popatrzyłam na niego całkiem skołowana i potaknęłam.
- Wezmę tylko torebkę.
I puściłam się biegiem do pokoju a zaraz potem do biblioteki. Wzięłam torbę, chwyciłam książkę i pobiegłam do drzwi. Kiedy byłam u szczytu schodów zobaczyłam jak Ethan używa ZAKLĘCIA! To przecież nie możliwe! Chyba że... Chyba że Ethan jest łowcą i ma amulet magii. Bo nie uwierzę że Ethan jest z jakiegoś prastarego rodu łowców. Postanowiłam nic nie mówić. Może on nie wie że ja też mam moce i amulety. I rodzi się pytanie, jakiego zaklęcia używał?
- To co idziemy?
Powiedziałam tak niespodziewanie, że aż się wzdrygnął. Mimo że nie dał po sobie poznać, wiedziałam że się zarumienił. Skinął głową.
- Jasne.. ee... to ten.... no... chodźmy!
- A co ty taki... zawstydzony? I speszony? - Postanowiłam kuć żelazo puki gorące.
- Co? A nic, nic.
Dalej szliśmy w milczeniu. Dziwne, ja się tu wprowadziłam i nie wiem jak dokąd dojść, a Ethan spokojnie szedł i doskonale wiedział gdzie idzie. Podejrzane, jakby to powiedzieli chłopcy. Rany, obaj popadli w paranoję i jeszcze mnie chcą za sobą pociągnąć. Podczas gdy on wydawał się skupiony i zamyślony ja cały czas rozglądałam się po okolicy i patrzyłam na moich sąsiadów. Po pewnym czasie, znudziło mi się chodzenie w ciszy więc zagadałam do mojego towarzysza.
- Masz jakieś znamię? No wiesz, taki tatuaż tyle że naturalny i... raczej mało kolorowy.
- Skąd takie pytanie?
- Nie wiem, odpowiesz?
- Mam.. na ramieniu. To nie jest tatuaż, ale jest czarny. Odkąd się urodziłem miałem to znamię.
- Ach... Nie wiedziałam.
- A ty? Masz jakieś znamię?
- Tak, na karku. Przypomina lilie tygrysią.
- Naprawdę?
- Tak. Wiesz że w klanach nadaje się imiona klanowe?
- Wiem. Każdy człowiek ma jakieś imię klanowe nadawane podczas szesnastych urodzin prawda?
- Zgadza się. Może to jest przypadek, w co wątpię, ale moje imię klanowe to Tygrysia Lilia.
- Naprawdę? Moje to Szpieg Cienia.
- Dlaczego akurat takie?
- Zawsze chodzę sam, w cieniu. A tak właściwie, to po co są klany? I co to właściwie jest?
- Klany przypominają wiecznych... harcerzy. Zawsze są w drodze. Nie lubią zwykłych imion których używamy. Uważają że każdy może mieć takie imię. Według nich, każdy zasługuje na własne, wyjątkowe imię. Ludzie z klanu handlują, mydłami, kadzidełkami, świecami - no i amuletami, ale tego nie powiedziałam na głos.
- Dlaczego akurat Tygrysia Lilia?
- Nie wiem. Ja nie wybierałam sobie imienia. Na moje szesnaste urodziny klany powiedzieli że mam swoje imię wybrane przez starszyznę klanową i moich... moich rodziców. A... a oni nie żyją. Nie wiedziałam dlaczego ja nie mogłam sobie wybrać. Wytłumaczyli mi... że... dziewczyny mają imiona na cześć kwiatów i na podstawie ich znaczeń - skłamałam, a raczej nie powiedziałam całej prawdy. Dziedziczki Warnerów, muszą mieć imiona kwiatów odpowiadających ich przyszłych osobowości. Wzywa się tytana przyszłości, który powie jak będzie wyglądać konkretna dziedziczka i jak będzie wyglądać jej osobowość. Na ogół kobiety wybierają sobie dowolne imiona.
- Jakie jest znaczenie lilii tygrysiej?
- Podobno oznacza boską piękność - nie usłyszałam co odpowiedział ale wydaje mi się że to było coś w rodzaju "to by się zgadzało". Zdziwiona popatrzyłam na niego, na co on wzruszył ramionami. Tak skupiłam się na rozmowie, że nim się obejrzałam a już jesteśmy przy szkolnej bramie.
- Gdzie jest Anastazja i Victoria? - zapytałam. Nie musiałam długo czekać na odpowiedź, ponieważ zaraz po zadaniu tego pytania wyrosły przede mną moje przyjaciółki.
- Vanilla! Matko wiesz jak my się martwiłyśmy!? Ty nigdy nie urywałaś się z lekcji, dlatego się mocno zaniepokoiłyśmy, jak nie przyszłaś na chemię doświadczalną.
Chemia doświadczalna to są chemiczne doświadczenia wykonywane przez uczniów.
- Zaraz wam wszystko opowiem. Tylko chodźcie do łazienki, muszę... poprawić włosy i makijaż. No to pa Ethan.
Powiedziałam i poszłam do łazienki z Anastazją i  Victorią. Gdy upewniłam się że jesteśmy same opowiedziałam wszystko dziewczynom - wszystko oprócz akcji z fundacją. Wolę ich w to nie mieszać. O dziwo, one od razu mi uwierzyły. Myślałam że będę musiała je przekonywać.
- A to świnia! Jak można tak traktować dziewczynę. Na szczęście ci nowi przybyli ci na ratunek.
- W pełni zgadzam się z Aną. A tak właściwie skąd znasz tych chłopaków?
- Ze stabucks'a. Poznaliśmy się tego samego dnia.
Skłamałam gładko. A może nie skłamałam? Uczesałam po raz kolejny włosy i zostawiłam je rozpuszczone. No i naturalnie musiałam poprawić makijaż. Nałożyłam tusz do rzęs i poprawiłam szminkę w kolorze brzoskwiniowego różu. Wyszłyśmy z toalety roześmiane, plotkując i śmiejąc się. Ruszyłyśmy w stronę naszych szafek.
- Tori, co teraz masz? - zapytałam.
- Ja? Zaawansowaną fizykę. A ty?
- Historię sztuki. A ty An? Co masz teraz?
- Przerwę - zażartowała. - A potem, podstawy biznesu.
Ktoś dotknął ciepłą dłonią mojego ramienia. Podskoczyłam. Odwróciłam się i zobaczyłam szafirowe i szmaragdowe oczy.
- Hej - przywitałam się. - Nathanie, Ericu, poznajcie Anastazję i Victorię.
Chłopcy uśmiechnęli się do moich przyjaciółek na co one wydukały chórem:
- My już pójdziemy do klas. Zobaczymy się na biologii, na razie Vani - i już ich nie ma. Szybko biegają.
- Coś nie tak? Wyglądasz jakbyś Aleka zobaczyła - przywitał mnie Eric. Słaby żart kolego, na prawdę słaby żart.
- Nie, wszystko okej. Ale musimy porozmawiać. O dosyć... delikatnej sprawie.
- Noo.. dobra? Co to za sprawa?
- Ale.. nikt nie powinien tego słyszeć. Nie licząc nas, oczywiście. Spotkajmy się w bibliotece na następnej przerwie, może być?
Obaj skinęli głową. Zadzwonił dzwonek. Czas iść na historię sztuki. Po drodze spotkałam klasową królową, Bellę. Dlaczego muszę z nią chodzić na te zajęcia! Ona mnie nienawidzi, a ja nie mam pojęcia dlaczego! Przecież ma wszystko, przyjaciół, popularność, urodę i chłopaka. Miałam nadzieję że mnie nie zauważyła. Myliłam się.
- Vanilla, skarbie! Tak miło cię widzieć - powiedziała z sztuczną uprzejmością. - Stęskniłam się za tobą!
- Kto by się spodziewał - mruknęłam. - Bella, o co ci znowu chodzi, nic ci nie zrobiłam!
To wyraźnie zmazało uśmieszek z jej twarzy. Ten słodki i fałszywy uśmiech zastąpił grymas i niezadowolenie.
- Posłuchaj, chodzi mi o to że zabierasz mi rolę.
- Jaką rolę? O czym ty mówisz?!
- Ja za-wsze byłam królową klasy i drugą królową szkoły razem z Trixy. I uważam że to nie fair gdy ty wtryniasz mi się w paradę. To wczorajsze, co to miało znaczyć? Chłopacy noszący cię na rękach? Wiesz ja jestem wredna  i złośliwa, ale tym razem powiem szczerze. Przestań. Cokolwiek zrobiłaś żeby tak było, przestań. Wiem że nie jesteśmy przyjaciółkami, zwłaszcza że ja przyjaźnie się z Trixy a wiem że ty jej nie cierpisz. Ja doskonale ją znam i nawet nie masz pojęcia jaka była wczoraj wściekła za tą akcje.
- Po co mi to mówisz? Nienawidzisz mnie.
- Co? Ech... nie nienawidzę cię. Ja... ja po prostu jestem zazdrosna.
- Zazdrosna, o co?
- No bo ty... jesteś taka ładna i wyjątkowa. Nawet bez makijażu, a z makijażem wyglądasz jak Miss Piękności. Ja muszę codziennie wstawać o piątej rano, żeby nałożyć makijaż i choćby zbliżyć się do wyglądu, jaki ty masz naturalnie. Traktowałam cię chłodno z czystej zazdrości. Przepraszam.
Szczęka mi opadła. Wielka królowa klasy i druga najważniejsza dziewczyna w szkole, Isabella Alicia McCauley, mnie PRZEPRASZA. Nigdy w życiu nie sądziłam że akurat ta dziewczyna będzie mnie k i e d y k o l w i e k przepraszać.
- Ja nie wiedziałam o twoich uczuciach. Myślałam że uważasz mnie za... nie wiem sama za kogo.
- Wiem że nie byłam fair. Dobra, zaraz test idziesz? - wyciągnęła do mnie rękę. Przyjęłam ją. Weszłyśmy do sali gdzie było już tłoczno. Zobaczyła Ethana siedzącego obok mojej ławki. Podeszłam do swojego miejsca, wyjęłam potrzebne rzeczy i zaczęłam powtarzać materiał którego się uczyłam w domu. Do klasy weszła Panna Richardson z testami pod ręką. Jak zwykle ubrana była w czarną spódnicę do kolan, różowy sweter z rękawami trzy czwarte, czarne rajstopy które idealnie pasowały do czarnych szpilek. Jasne włosy, upięte miała w luźny koński ogon.
- Witajcie uczniowie. Jak pamiętacie, albo nie, dzisiejszy poranek rozpoczniemy małym testem z następujących rozdziałów: rozdział trzeci, czwarty i piąty. Mam głęboką nadzieję że się przygotowaliście, ponieważ jak wiecie, ocena z tego testu, będzie miała spory wpływ na ocenę semestralną.
Panna Richardson napisała na tablicy punktację oraz zadanie pisemne na ocenę celującą. Ethan nachylił się do mnie i szepnął.
- Mieliśmy powtarzać razem. Ty pewnie umiesz wszystko. Wielkie dzięki.
Również się nachyliłam.
- Nie prawda. Uczyłam się tylko dzisiaj rano, przed tym jak po mnie przyszedłeś. Niewiele umiem.
Naszą uroczą pogawędkę przerwała nauczycielka.
- Eleno, proszę rozdaj wszystkim testy, Ethanie, zamień się miejscem z Kacprem. Ty Kornelio, zamienisz się miejscem z Bellą. No, reszta może siedzieć tak jak jest.
Zaczęła tłumaczyć zadanie pierwsze, Ethan niechętnie przesiadł się do ławki na przodzie, a do mnie podeszła Elena z testem.
- Eleno, umiesz coś?
Dziewczyna rozglądnęła się i podwinęła spódniczkę, ukazując idealnie zrobioną ściągę, przyklejoną do rajstop pod spódnicą.
- Nie muszę nic umieć - mrugnęła do mnie.
- Eleno, raz pośpiesz się, a dwa przenieś się do miejsca obok Vanilli - poprosiła Panna Richardson. Na polecenie numer dwa dziewczyna szeroko się do mnie uśmiechnęła.
- No widzisz! Jak będziesz potrzebować pomocy to mnie szturchnij.
Wbrew temu co mówił Ethan, nie wszyscy uważają mnie za snobkę. Położyła na mojej ławce sprawdzian i poszła dalej. Gdy wszyscy dostali swoje egzemplarze i zajęli swoje miejsca, nasza nauczycielka oznajmiła początek testu. Spojrzałam na kartkę. Znałam odpowiedź na każde pytanie. Zabrałam się do pracy. Zadań było dwadzieścia. Kiedy kończyłam ostatnie zadanie, moją głowę przeszył ten sam, palący ból który świadczył o wizycie Aleka w mojej głowie. Skuliłam się i jęknęłam. Telepatycznie wysłałam wiadomość braciom.
- Vanillo, wszystko w porządku? - Zapytała z troską Panna Richardson. Pokręciłam głową. Nikt nie zauważył jak do klasy wpadli Nathan i Eric.
- Dzień dobry, my przyszliśmy po Vanillę. Musimy omówić pewne rzeczy do... gazetki szkolnej.
Nathan mówił szybko tłumacząc swoje zajście, a w tym samym czasie, jego brat wypowiadał jakieś zaklęcie. Nagle wszyscy zaczęli robić to co robili przed przyjściem chłopców, a Panna Richardson skinęła głową i powiedziała żeby chłopcy zaprowadzili mnie do pielęgniarki. Podniosłam się z krzesła i wzięłam kartkę. Chwiejnym krokiem ruszyłam w stronę drzwi, chłopców i nauczycielki. Bracia widząc moje wysiłki, w mgnieniu oka znaleźli się przy mnie. Wzięli mnie pod ramię i pomogli dojść do biurka nauczycielki. Oddałam swój test i wyszliśmy. Na korytarzu Nathan wziął mnie na ręce a Eric zamknął za nami drzwi. Obaj puścili się biegiem do jakiegoś pomieszczenia którego sobie nie przypominałam, zaraz... No tak poko z radiowęzłem. Wszystko przyćmiewał ból. Był nie do zniesienia. Zaczęło mi migać przed oczami, a potem zapadłam w słodki i ciemny niebyt.
***
Ciemne pomieszczenie, cuchnące potem i wilgocią. Dziewczyna rozejrzała się dookoła. Dostrzegła kraty. Podeszła do nich i ujrzała czyjeś plecy. Te plecy były całe zmasakrowane. Głębokie rany z których powoli sączyła się krew, liczne siniaki i zadrapania. Zauważyła że zdoła przecisnąć się przez kraty, lecz wolała tego na razie nie robić. Jęknęła cicho. Osoba za kratami poruszyła się. Cicho pojękując z bólu wstała, a dziewczynie ukazała się dobrze zbudowana postać, która bez wątpienia była mężczyzną. 
***
Gdy się ocknęłam zobaczyłam nad sobą bliźniaków. Powoli spróbowałam wstać.
- To nie był tylko Alek.
Obaj popatrzyli na mnie ze zdziwieniem.
- Tym razem była jeszcze wizja.
Opowiedziałam im to co widziałam podczas mojego "snu".  Nathan przez chwilę rozmyślał nad moją wypowiedzią i zapytał.
- Widziałaś oczy tego chłopaka?
- Nie. Ale mam pewne podejrzenia do tej osoby która obserwuje tego mężczyznę. Myślę że to mogę być ja. Pomimo tego że było tam ciemno i nie było lustra, uważam że to bardzo możliwe. Może to się wydarzy w przyszłości a ja będę wiedziała wszystko. Ale jaki ma wtedy sens przeżywania tego skoro już widziałam wynik tych działań.
- Nawet jeśli widzisz przyszłość, to i tak te wizje są mylące i niejasne. Po za tym, one kończą się gdy przeznaczenie stwierdzi, że resztę musisz sama przeżyć.
- Ach, czyli to może być moja ostatnia wizja?
- Ostatnia wizja na ten temat.
Eric wyraźnie znudzony, postanowił nam przerwać.
- Miałaś nam coś powiedzieć.
- A, racja. Dzisiaj do domu, przyszedł po mnie Ethan.
- Ten Ethan? Ten z znakiem fundacji?
- Tak.Chciał iść ze mną do szkoły, zostawiłam więc go w drzwiach i pobiegłam po torbę i książkę, a gdy byłam na schodach i on mnie nie zauważył, widziałam jak rzuca jakieś zaklęcie.
- Co?! - Zakrzyknęli się chórem. - Nie dobrze, nie wiemy co to za zaklęcie. Miał amulet, bo jeśli nie, to sprawa jest na prawdę poważna.
- Zwłaszcza, jeśli użył zaklęcia z starej księgi. Vanillo, czy to możliwe że twój kolega jest jakiegoś starożytnego rodu? - Zwrócił się do mnie Eric.
- Nie wiem. Jak szliśmy to rozmawialiśmy o klanach.
- A co on może wiedzieć o klanach?
- Mało wie. A tak właściwie to rozmawialiśmy o znamionach. Postanowiłam sprawdzić, czy to co wy mówiliście na temat symbolu to prawda.
- I jak?
- Tak, ma znamię, ale nie wie co znaczy. Spytał się czy ja mam znamię, i od tego zaczęła się rozmowa o klanach.
- A masz jakieś znamię?
- To bardziej przypomina tatuaż ale mam. Zresztą, jak każda dziedziczka, mam swój kwiat, imię klanowe i znamię w kształcie mojego kwiatu.
- A to ciekawe. Jak więc masz na imię, diamentowa księżniczko?
- Przestań ze mnie drwić, szafirowy książę, bo jak ta diamentowa księżniczka poczęstuje cię, podmuchem lodu, to twój głupi uśmieszek zniknie - syknęłam lekko rozdrażniona. - Jeśli chodzi o moje klanowe imię to ono nie powinno cię interesować.
- No weź, jak masz na imię? My powiemy ci nasze imiona.
- Proszę bardzo. Mówcie.
Eric westchnął.
- Ja nazywam się, Książę Nocy, a Nathan, Król Węży.
Spojrzałam na nich pytająco.
- Książę Nocy? Król Węży? Iście królewskie imiona. Mam dygnąć? Albo od razu, paść na kolana, przed królewskimi bliźniętami?
- I kto tu z kogo drwi, księżniczko? To nie my, jesteśmy królowymi WSZYSTKICH królestw siedmiu luster.
Przewróciłam oczami zirytowana.
- Och, daruj sobie gadkę, z siedmioma lustrami, moim dziedzictwem i tytułem.
Po raz pierwszy odezwał się Nathan.
- Teraz twoja kolej księżniczko. Ty znasz już nasze klanowe imiona. Teraz twoja kolej.
Westchnęłam ciężko i przeciągle. Zapomniałam że Nathan też jest zwykłym osiemnastolatkiem i myśli o dziewczynach, a także że jak każdy inny chłopak w jego wieku, lubi czasami podrwić z dziewczyny. Zawsze zachowuje się jak dorosły, odpowiedzialny za wszystko król.
- Nazywam się Tygrysia Lilia.
Nastąpiła chwila, niezręcznej ciszy. Pierwszy odezwał się Nathan.
- Ten kwiat i to imię, zdecydowanie do ciebie pasują. Jak tygrysica, potrafisz pokazać pazurki, a jednocześnie jesteś delikatna i piękna jak kwiat lilii. A znaczenie tego kwiatu, odzwierciedla twoją urodę i twój charakter, jednocześnie.
Zarumieniłam się. Zdezorientowany młodszy, królewski bliźniak zapytał:
- Jakie jest znaczenie lilii tygrysiej? Pewnie świadczy o upartości, głupstwie i piękności. Cała księżniczka.
Nie wiem dlaczego to zrobiłam, ale na te słowa zalała mnie fala gniewu, a moc która się we mnie kryła, pilnie szukała ujścia. Nim się którekolwiek z nas obejrzało, Eric dostał podmuchem lodu. Na tyle mocnym, żeby go odrzucić na mniej więcej półtorej metra, ale nie na tyle silnie, żeby zrobić mu krzywdę. Szafirowy książę podniósł się z jękiem, a jego starszy brat parsknął śmiechem.
- Ej, cholera, księżniczko, za co to było?
- Hm, sama nie wiem. Twoja kara za bycie: upartym i głupim.
- Z tego co pamiętam, dodawałem do tego urodę, to jak księżniczko? Jak masz mnie przedrzeźniać, to rób to dobrze - uśmiechnął się z wyższością, na co znowu dostał zimnym wiatrem. Teraz to było zamierzone.
- Ups, ja tego nie kontroluję, moc sama domaga się uwagi i ujścia - uśmiechnęłam się złośliwie. - Jak się czujesz k s i ą ż ę???
- Skoro o tym mowa, to powinienem do ciebie mówić albo królowo, albo Wasza Eminencjo lub Wasza Królewska Mość. Tak samo jak ty do mnie.
- Żartujesz? Chyba za mocno oberwałeś. Nie jestem królową. Jestem księżniczką. Jeszcze nigdy nie byłam w królestwach siedmiu luster, ani nie zostałam koronowana. Na razie królem jest mój brat, Lucas.
- Jesteś niekoronowaną królową. A twój brat? Lucas nigdy nie będzie królem. W twoim królestwie będą tylko królowe. Królowe i królewscy małżonkowie. Lucas jest z tego samego rodu co ty, co go od razu przekreśla. Nigdy nie będzie miał prawa do tronu, Diamentowego królestwa ani Królestw siedmiu luster. Chyba że panująca królowa to zmieni.
- Nie mogę zmienić sukcesji.
- Właśnie w tym problem że możesz. Gdy wyznaczysz, że twój mąż będzie królem przynajmniej twojego królestwa, zmienisz sukcesje. Wtedy, królestwami siedmiu luster, będą mogli rządzić mężczyźni. Lucas n i g d y nie był prawowitym następcą tronu dynastii Kryształowych Tygrysic. Gdybyś zginęła, on zostałby uwięziony w tamtym świecie i... i właściwie nie wiadomo. Linia Lorda Warnera zostałaby przerwana, zniszczona.
- Jedynym plusem byłoby to, że Alek nigdy nie zdobyłby mnie i nie zdołał wskrzesić Demonicznego Łowcy.
Może byłoby tak lepiej. Chłopcy nie byliby w ciągłym niebezpieczeństwie. Trzeba tylko wymyślić sposób żeby wyglądało to na wypadek. W końcu, przynoszę tylko niebezpieczeństwo i nieszczęście. Jaki jest tego sens? Po co przeszkadzać wszystkim, jeśli można się usunąć.
Chłopcy spojrzeli na mnie jak na wariatkę i chorą psychicznie osobę.
- Co? Czemu tak na mnie patrzycie? Co wam się stało?
Nathan wyszeptał odpowiedź, dzięki której byłam jeszcze bardziej skołowana niż przedtem.
- Powiedz mi że ty o tym nie myślisz. Powiedz że nie chcesz się zabić żeby nas chronić.
Skąd oni mogą o tym wiedzieć? Nie używałam telepatii. Może Sabrina rzuciła na nich czar, albo... Albo Księżniczka Myśli postanowiła działać wbrew mojej woli.
- Co? O czym wy do cholery mówicie? Niee.. - mój głos nie zabrzmiał tak pewnie jakbym chciała, może dlatego że nie umiem kłamać.
Eric spojrzał na mnie, swoimi intensywnie niebieskimi oczyma w których kryło się błaganie.
- Vanillo - już nie księżniczko, nawet nie Vani. Tylko to sztywne i pełne imię. Nie zapowiadało się najlepiej. - Błagam, błagam na kolanach żebyś nie myślała tak o sobie. Nigdy. I nie myśl że przynosisz nieszczęście. I niebezpieczeństwo. Nie chcę żebyś c o k o l w i e k sobie robiła. Nawet tak nie myśl. Bez ciebie... bez ciebie nasze życie nie ma sensu. Mamy cię chronić i być dla ciebie oparciem, a nie powodem do samobójstwa.
Zabrakło mi słów. Oni nie sądzą że jestem tylko niebezpieczeństwem. Oni nie lubią mnie tylko dlatego że jestem dziedziczką, następczynią tronu. Oni mnie lubią za.. za to że jestem jaka jestem. Im na prawdę na mnie zależy. Więc dlaczego j a czuję się tak podle? Teraz mam jeszcze większe wyrzuty sumienia niż przedtem. Oni nie chcą żeby mi się coś stało bo im na mnie zależy, a ja sprowadzam na nich tylko niebezpieczeństwo. Ale zaraz...
- Zaraz, wam nie zależy na mnie! Wam zależy tylko na s w o i m przeznaczeniu! Urodziliście się żeby mnie chronić, więc jeśli coś mi się stanie to: raz. Wina spadnie na was, a dwa. Nie będziecie mieli co w życiu robić! Jesteście Egoistami!
Moje poczucie winy zastąpił gniew. Wykrzyknęłam wszystko co przyszło mi na myśl i wyszłam z tego dziwnego pomieszczenia. Zamknęłam z trzaskiem drzwi, a potem przy użyciu magii zamroziła drzwi tak, aby chłopcy nie mogli się wydostać. Stałam pod tymi drzwiami i nasłuchiwałam nawoływań i zapewnień chłopców że to nie tak. Zaczęłam płakać. Ufałam im a oni mnie tak oszukali. Chwilę tam jeszcze postałam aż miałam dość i puściłam się biegiem. Nie zważałam na to że powinnam być na lekcji. Dotarłam do głównych drzwi, gdzie przyłapał mnie woźny.
- Hola, hola moja panno. Dokąd ci tak spieszno?
- Kontrola umysłu - wypowiedziałam w głowie zaklęcie i nakazałam myśleć woźnemu o sprawdzeniu szatni damskiej i męskiej. O dziwo on wypowiedział to co myśli na głos i ruszył spełnić tą myśl. Odetchnęłam z ulgą gdy woźny zniknął za zakrętem głównego korytarza. Szybko wyszłam z budynku żeby nie napotkać więcej problemów. Gdy tylko oddaliłam się od szkolnej bramy, zauważyłam coś dziwnego. Na ulicy nie było nikogo oprócz mnie. Nagle zawiał silny wiatr i zrobiło się strasznie zimno. Objęłam się rękoma i szłam dalej. Usłyszałam że ktoś za mną idzie. Odwróciłam się lecz nie zauważyłam nikogo. Postarałam się wyostrzyć zmysły i dostrzec kątem oka kto to jest. Gdy szłam, zaczęłam się rozglądać. Kiedy coś za mną upadło szybko się odwróciłam z nadzieją że zobaczę śledzącą mnie osobę, ale ta zdążyła się ulotnić zanim spojrzałam za siebie. Przydałby się jakiś tytan śledzący zaczęłam analizować wszystkie amulety i tytany jakie prze sobie miałam. Sabrina - tytan-czarodziejka. Specjalna umiejętność - czar ognia, błyskawica. Walka - na odległość
Księżniczka Myśli - tytan-czarodziejka-wróżbitka. Specjalna umiejętność - iluzja, atak umysłowy. Walka - na odległość.
Nexia - tytan-wojowniczka. Specjalna umiejętność - połączenie z bliźniaczą tytanką, Xanią, potrójne cięcie. Walka - wręcz.
Xania - tytan-wojowniczka. Specjalna umiejętność - połączenie z bliźniaczą tytanką, Nexią, atak z łuku. Walka - wręcz, na odległość.
Ikar - tytan-zwiadowca. Specjalna umiejętność - promienie słońca. Walka - na odległość.
I mój nowy tytan oczywiście.
Chimera - tytan-wojowniczka-czarodziejka. Specjalna umiejętność - niewidzialność. Walka - wręcz, na odległość.
Całkiem nieźle. Jeśli dojdzie do walki to będę musiała wezwać dwie bliźniacze tytanki. One najlepiej działają razem. Xania chroni tyły Nexii, a Nexia wysuwa się na przód. Nexia to była moja pierwsza tytanka-wojowniczka. Gdy zdobyłam amulet Nexii wykazując odwagę, zdobyłam również amulet Xenii ukazując spryt i wiedzę. Obie się wspierają dzięki czemu stanowią dobrą taktykę ataku wręcz. Sabrina i Księżniczka Myśli są czarodziejkami i idealnie chronią wojowniczki. Obie należały do mojej matki. Kiedy Lucas, mój starszy brat, próbował się z nimi połączyć, odmówiły. Mówią że łączą się tylko z dziedziczkami a nie dziedzicami. Zwłaszcza że on nie był dziedzicem. Ikar to mój szpieg i zwiadowca. Dzięki połączeniu jego mocy z mocami Księżniczki Myśli, może przybierać ludzką postać. No i Chimera. Moja najpotężniejsza tytanka. Chimera jest i wojowniczką i czarodziejką. Potrafi być niewidzialna i bezszelestna. Swoimi lwimi łapami i lwimi pazurami potrafi jednym ciosem pokonać małych tytanów. Kiedy lata może rzucać uroki na swoich przeciwników. Niestety, wezwanie jej wymaga dużej energii, jednak jestem na tyle potężna, że mogę wezwać wszystkich swoich tytanów. Na razie jednak wezwę Ikara. Pomyślałam:
Leć i szpieguj, Ikarze!
Każdy tytan ma swoje własne wezwanie. Ikar ma za zadanie szpiegować, choć mimo to, mogę mu rozkazać cokolwiek. Do wezwania Ikara dodałam zaklęcie niezauważalności. Moc niezauważalności polega na bezszelestnym poruszaniu się, niewidzialności oraz możliwości rzucania zaklęć, pozostając niewidocznym. To prawie jak moce Chimery, choć muszę wkładać dodatkową energię w dodaniu tego czaru. Wtedy tylko jego łowca może go zobaczyć. Pomyślałam również zadanie dla Ikara.
Zobacz czy nikt mnie nie śledzi, a jeśli mnie śledzi to powiedz mi kto to jest. Tylko telepatycznie.
Ikar skinął głową i odleciał. Ja szłam dalej. Czekałam na wieści od Ikara. Póki co szłam spokojnie. Dziwne, doskonale wiedziałam gdzie mam iść żeby trafić do domu. Jeśli nadal mogę tą posiadłość nazwać domem. Weszłam do środka, mimo rzuconego zaklęcia przez Ethana wszystko wyglądało normalnie. Poszłam do swojego pokoju. Gdy byłam przy magicznych drzwiach coś spadło w salonie.
Ikarze, co się dzieje?
Nie wiem, pani. Nikt za wami nie szedł. Przynajmniej nie widziałem nikogo.
Dobrze, leć do bliźniaków i powiedz gdzie jestem. Mam złe przeczucia.
Jak sobie pani życzy. Proszę wezwać Nexię i Xanię. Są potężne i mogą walczyć wręcz a Xania także na odległość. Chimera zrobiłaby za dużo bałaganu.
Nexia i Xania. Może to nie taki zły pomysł? Przyda się w walce a później, może nie być czasu na ich wezwanie.
- Walczcie dla swojej pani! Nexia, Xania! Wojownicze siostry! - krzyknęłam a siostry wyszły z amuletów.
- O co chodzi, pani? Gdzie wrogowie? - Zapytała młodsza siostra, Xania.
- Ktoś jest na dole. Nie wiem kto, ani po co, ale boję się że jak zejdę to już nie będzie czasu was wezwać. Nexio, możesz iść przodem?
- Naturalnie pani. Xania, chodź razem ze mną.
- Nexio, a co z panią?
- Pani, czy możesz wezwać jakąś czarodziejkę?
- Jeśli to pomoże - westchnęłam. - Zaczaruj ich, Sabrino Czarodziejko!
Zjawiła się i Sabrina. Całą czwórką pognałyśmy na dół pod magiczną osłoną Sabriny. Na dole zobaczyłyśmy chyba całą fundację. I... walczącego z nimi Iana.
- Ian! Co tu się wyprawia?!
Wszyscy walczący unieśli na mnie wzrok. Na twarzy jednego z nich wymalował się paskudny uśmieszek.
- No no no, kogo my tu mamy. Szef mówił że będzie tu jego dziewczynka o cyjanowych oczach. Domyślam się że chodzi o ciebie. Prawda Vanillo?
Nie mogłam wydobyć z siebie głosu. Zamiast tego przesłałam moim tytanką polecenia.
Nexia! Atak na grupę po prawej, Xania! ty będziesz nas osłaniać. Rina! Ostrożnie z czarami ognia. Ja idę na środek a ty na lewo!
Pobiegłam do Iana, który wyraźnie potrzebował pomocy. Wysłałam kilka podmuchów lodu w przeciwną stronę, a zaraz potem małą błyskawicę na napastników Iana.
- Od kiedy jesteś łowcą?
- Od zawsze. Tylko się z tym nie ujawniam. Co ty tu robisz? Gdzie Nathan i Eric?
Przypomniałam sobie Nathana i Erica, zamkniętych w jakiejś kanciapie gdzieś w szkole. Jakby anioły spadły na ziemię, tak nagle w drzwiach wejściowych pojawili się bliźniacy. Rozejrzeli się i w mgnieniu oka pojęli sytuację. Ich oczy zapłonęły gniewem. Natychmiast rzucili się do walki. Ja i jakiś wysoki, niebieskooki blondyn wymienialiśmy się nawzajem wiązkami ognia, podmuchami wiatru i klątwami. Gdy nagle rozpłynął się w powietrzu zaczęłam szybko omiatać spojrzeniem pokój. Nigdzie go nie zauważyłam. Aż w końcu...
- Eric! Nie!
Ten sam blondyn wymawiał już zaklęcie klątwy śmierci i kierował swoją moc na rannego Erica. Promień wystrzelił. W ostatniej chwili wcisnęłam się między Erica a śmiertelny promień. Dostałam prosto w serce. Padłam na podłogę. Widząc te sytuację w s z y s c y bez wyjątku zamarli. Tan sam człowiek który mnie przywitał zaczął się wściekać i ugodził blondyna wiązką jakiegoś magicznego strumienia. Ten zawył i po chwili leżał obok mnie. Tak bardzo mnie bolało. Widziałam przerażenie w oczach bliźniaków i fundacji. W końcu, byłam potrzebna ich szefowi. Czułam jak ktoś mnie tuli do siebie i szepta jakieś słowa, których nie rozumiałam. Wszystko mi się rozmazało w jedną plamę. Czułam jak umieram. Jak ulatnia się ze mnie życie. Gdy już myślałam że te zawroty głowy nigdy nie miną, opadłam w ciemność.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Drogi czytelniku! Jeśli to przeczytałaś/przeczytałeś, pozostaw po sobie ślad. Ja przecież Cię nie gryzę :* Napisz czy podobał Ci się rozdział i ewentualnie pozostaw jakieś przypuszczenia albo pomysły na kolejne rozdziały ;)

Tego rozdziału nie zepsułam chyba aż tak bardzo, co myślicie? ;p I tak nie jestem zadowolona, aczkolwiek lepiej niż było wcześniej. Pozdrowionka :* <3

wtorek, 11 sierpnia 2015

Rozdział 6

W środku nocy zadzwoniła moja komórka. Popatrzyłam na ekran. Ethan. No nie! Znowu nawaliłam! Ale po wczorajszych wydarzeniach, chyba miałam prawo zapomnieć. Odebrałam.
- Halo? Ethan? Matko, wiesz która jest godzina? - Wymamrotałam zapadając w sen.
- Vanilla? Wybacz że dzwonie o tej porze ale obiecałaś mi pomóc w przygotowaniach do testu, nadal liczę na tą pomoc.
- I nie mogłeś powiedzieć mi o tym jutro w szkole, albo zadzwonić wcześniej?
- No... Nie wiedziałem czy będziesz jutro w szkole, a wcześniej... Miałem pewne sprawy do załatwienia. To co wpadasz?
- Zwariowałeś?! Jest środek nocy!
- Nie taki środek, dopiero 01:30. Po za tym test jest jutro. A właściwie dzisiaj. Vani! Proszę!
- Yh, sama niewiele powtarzałam. Nie mogę.
- Obiecałaś!
Westchnęłam. Miał racje.
- No dobrze będę za niecałą godzinę.
Rozłączyłam się. Westchnęłam ponownie.
- Nie ma to jak obietnice - mruknęłam pod nosem i zrzędząc na chłopaków, obietnice i ciepłe kołdry z miękkimi poduszkami, poszłam się umyć. Następnie wykonałam lekki makijaż i ubrałam się w zwykłe rurki a do tego niebieski podkoszulek na grubych ramiączkach. Włosy związałam w luźnego warkocza na lewym boku. Po cichu wyszłam z pokoju, tak aby nie obudzić chłopców. Odetchnęłam z ulgą kiedy znalazłam się poza magicznym korytarzem. Na moje nieszczęście, Eric chyba nigdy nie śpi, bo kiedy zeszłam po schodach usłyszałam jego głos z salonu.
- A dokąd się wybierasz moja droga?
Cholera! Trzeba było otworzyć portal i w ten sposób się tam dostać. Postanowiłam zgrywać niewiniątko.
- Kto? Ja? Wydaje ci się. Ja po prostu... chciałam się napić mleka. Żeby lepiej spać - uśmiechnęłam się słodko. Niestety, mój urok osobisty w nocy nie działa.
- Aha... rozumiem. Dlatego ubrałaś się, wykąpałaś i pomalowałaś?
Skąd on może wiedzieć że się umyłam? Pewnie dlatego że słychać było lejącą się wodę idiotko, pomyślałam.
- Tak widzisz, w nocy strasznie się spociłam więc się umyłam. W tym domu mieszkam od kilku godzin i nadal czuję się obco, a ubranie trochę mi pomaga. A makijaż? Cóż, bez makijażu wyglądam jak siedem nieszczęść i dlatego na wszelki wypadek pomalowałam się.
- Cóż jeśli ci wierzyć to: Nawet jeśli się spociłaś to mogłaś się nie kąpać bo jeśli jest tak gorąco to i tak się spocisz. Dwa. Nie musisz się czuć obco w własnym domu. No i trzy. Jesteś piękna z makijażem czy bez. A ponieważ ci ani trochę nie wierzę to... Gadaj!
- No dobra - fuknęłam. - Obiecałam Ethanowi że go pouczę ale przez Josha i fundacje zapomniałam o tym, i teraz mi zadzwonił żebym przyszła i że teraz się pouczymy, bo dzisiaj jest test. Zadowolony?
- Nawet nie wiesz jak bardzo - cmoknął z dezaprobatą. - Ale i tak cię nigdzie nie puszczę. Widziałem rękę tego typa. Wiesz co tam jest? Symbol fundacji!
- Jesteś po prostu zazdrosny! Bo do ciebie się nigdy nie wymknęłam w nocy!
Moje krzyki obudziły Nathana, który zaspany zszedł do nas do salonu.
- Co tu się do diabła dzieje?! - Zapytał sennie.
- Nasza królewna wymyśliła że pójdzie do Ethana żeby mu pomagać w nauce. O godzinie drugiej w nocy. A gdybyś zapomniał Ethan ma symbol Aleka. Może to jest jego cel?
Nathan otworzył szeroko oczy i mnie zapytał.
- Czy to... czy to prawda?
- Tak - pisnęłam słabo. To było oczywiste że byłam na przegranej pozycji. Chociaż...
- Vanillo, nie możesz iść o drugiej w nocy do kolegi który ma znak fundacji! Do której on chodzi klasy?!
- On... on chodzi do tej samej co ja. To znaczy chodzimy razem na niektóre zajęcia, ponieważ jak pewnie nie wiecie, w tej szkole każdy ma indywidualny dobór zajęć.
- Indywidualny dobór zajęć? - Zdziwili się bracia.
- Tak. Każdy ma do wyboru 15 przedmiotów i 10 pod-przedmiotów. Z, powiedzmy... kategorii przedmiotu musicie wybrać przynajmniej 7 a z pod-przedmiotów... chyba 5.
- Ah... czy klasy mogą się łączyć? - zapytał z nadzieją Nathan.
- Jeśli chcesz mnie zapytać czy możesz chodzić ze mną na zajęcia, to nie - westchnęłam. - Mogę już iść?
- NIE! - Zaprotestowali chórem. Postanowiłam zmienić taktykę.
- Nie? Okey. Poradzę sobie inaczej.
Bracia pobledli. Niestety, moje działanie nie przyniosło wyczekiwanych skutków. Wręcz przeciwnie! Zamiast błagać mnie żebym tego nie robiła, oni zezłościli się. Nathan, jak zwykle opanowany i spokojny, był cały czerwony ze złości. Przeraziłam się. Nathan widząc moją minę opanował się.
- Vani, proszę, błagam cię! Nie idź do niego. Nie zadawaj się z nim. B ł a g a m!
- Ale ja mu obiecałam!
- Ale on jest z fundacji! Czy to że niedawno wszyscy niemal straciliśmy życie nic dla ciebie nie znaczy?!
Te słowa zamknęły mi usta. Moja duma nie pozwoliła mi długo milczeć. Byłam na tyle wystraszona że wolałam mówić cicho.
- Ja tylko nie chciałam żeby postrzegano mnie jako arogancką snobkę, nie dbającą o nikogo poza samą sobą. Bo tak mnie postrzegają.
Eric, jak to Eric musiał mnie dobić.
- Czyli pomagasz mu tylko po to żeby to c i e b i e inaczej spostrzegano? Wow, to jest na prawdę szczodre.
Dzięki. Pomyślałam. Jak zawsze wiesz jak mnie pocieszyć.
- Co to było?
- O co ci znowu chodzi? Znowu się czepiasz?! - Warknęłam rozgniewana.
- Nie. Usłyszałem twoje myśli. Nie użyłem ani amuletu ani zaklęcia. Tak samo jak ty niczego nie wymówiłaś, no i pewnie nie masz amuletu transferu myśli.
- Mam przy sobie jakieś amulety - sięgnęłam do pierścienia. Wyjęłam dwa amulety. Jeden w kształcie otwartej księgi i drugi, korona z skrzydłami. No jasne! Sabrina i Księżniczka Myśli. - Ten - wskazałam na księgę. - To jest amulet magii. Sabrina mnie kiedyś uczyła, ale od wielu lat nie korzystam z mocy i o nich zapomniałam. Nie mam też pojęcia jak te amulety znalazły się w pierścieniu.
- Zdarza się, że jeśli łowca jest mocno związany z tytanami w amuletach, to te teleportują się do magicznej rzeczy która przylega do ciała łowcy. Twoją magiczną rzeczą był pierścień - tłumaczył Eric.
- Hm, słyszałem o czarownicach mieszkających w amuletach. Podobno Sabrina żyła w prawdziwym świecie i była czarownicą z najlepszego i najstarszego rodu czarowników i czarownic.
- Tak. Lecz była zmuszona schować się w amulecie. Niestety. Klątwa padła i stała się tytanem. Ja okazałam się godna nauki u Sabriny. Wszyscy myśleli że zginęła, ale ona żyła w amulecie, który mam teraz. Dzięki niemu mogłam czarować.
Nagle amulet zalśnił i wyłoniła się z niego wysoka dziewczyna.
- Witajcie potomkowie prastarego rodu, Demonicznego Łowcy - zwróciła się do chłopców. - Witaj Królowo Siedmiu Luster. Nazywam się Sabrina Steell. Vanilla już mnie zna. Słyszałam co mówiłaś, i to nie tylko zasługa amuletu. Twoja moc nie płynie ode mnie tylko z twojego wnętrza. Księżniczka tak samo uważa.
Z drugiego amuletu wypłynęła prawdziwa księżniczka.
- Rina! Tęskniłam za tobą! Vanilla! Jak zwykle pachniesz wanilią - puściłą do mnie oczko. - Jestem Księżniczka Myśli. Tytanką amuletu myśli. Łowczyni - skłoniła mi się. - Słyszałam o twoim hm... awansie. Podobno stałaś się Królową Siedmiu Luster.
- Tak. Ale sama tam nigdy nie byłam. Czy wy tytany macie możliwość dostania się tam?
- Ja i Rina możemy. ale tylko dlatego że jesteśmy twoimi tytanami.
Chłopacy oniemieli. Spoglądali to na mnie to na Sabrinę albo Księżniczkę Myśli. Pierwszy odezwał się nie kto inny, jak Eric.
- Em, mogę zapytać, czy ty jesteś prawdziwym tytanem, czy jak Lady Sabrina, to jest sprawa klątwy?
Dziewczyna roześmiała się. Miała ładny śmiech.
- Ericu, od ciebie spodziewałam się większej... błyskotliwości. Oczywiście, jestem córką jednego z najpotężniejszych tytanów. Hipnozy i siły ciemności.
- Rozumiem. Co więc, daje twój amulet i twoja moc?
- Moc czytania myśli. Vanilla może za moją sprawą czytać myśli ale może narzucać wybrany przez siebie temat o którym ma myśleć jej ofiara - zmarszczyła nosek. - Ale to nie jest hipnoza. Człowiek zahipnotyzowany ROBI czynność którą mu wskażesz. Ja moją moc nazywam psychiczną władzą.
Eric wyraźnie zamyślił się nad jej wypowiedzią. Nathan zakaszlał.
- Bardzo nam miło żeście raczyły nam to wyjaśnić, ale jest bardzo późna pora. Chcielibyśmy iść spać. Więc jeśli... Ty, Księżniczko i ty, Lady Sabrino, mogłybyście przełożyć swoją wizytę na inną porę dnia...
- Gdzie moje maniery! - Zakrzyknęła się Księżniczka. - Rino! Idziemy. Do zobaczenia łowcy z McDalieerów. Dbajcie o naszą Królową - zwróciła się do mnie. - Wasza Królewska Mość! Wezwij mnie gdy tylko będziesz potrzebować pomocy. Nie wahaj się. Użyj mocy telepatii do przekazania wiadomości tym młodym łowcą.
Powiedziała to i znikła. Tak po prostu.
- Wasza Królewska Mość, nie bój się swojej magii. Ta moc ci się należy. Ja i amulet którego strzegę, dodaje ci moc płomieni. Nie powinnaś się siebie wstydzić - popatrzyła na mnie znacząco. - I... mam prośbę. Odnajdź amulet z Strażniczką Czasu. Ona da ci wskazówki jak używać daru czasu. I powiem coś w tajemnicy. Tylko wybrani mają ten dar. On nie trafił ci się przypadkowo. Wszystkie inne moce odziedziczyłaś po swojej matce i siostrach.
- Siostrach?
- Tak nazywa się poprzedniczka matki w starym rodzie i dynastii. Twojej siostrze Lady Selenie, ostatnio przypadł ten dar. To ona przewidziała wojnę siedmiu luster. A teraz, żegnaj Królowo Vanillo ana' Cadence. Uważaj na siebie.
I jej nie ma.
- Wiecie co? Ja chyba pójdę się położyć - powiedziałam i skołowana poszłam do swojego pokoju odprowadzana cichymi szeptami chłopców.
Musimy ją pilnować. Zwłaszcza że jej moc rośnie i... i jest bardziej wyczuwalna. Zbliża się dzień jej przemiany. Wtedy dowiemy się czy ma jeszcze inny wyjątkowy dar. I mam szczerą nadzieję że nie.
To był Nathan. W tamtym momencie nie miałam głowy do tego by roztrząsać to co powiedział. Położyłam się do łóżka i zasnęłam.
***
Dziewczyna biegła przez ciemny tunel. Widocznie przed czymś uciekała. Albo do kogoś. Po obu stronach biegły inne tunele. Nie miała wątpliwości że znalazła się w lochach. Tylko po co w takim ładnym zameczku lochy? Dopiero po chwili uświadomiła sobie że przecież w zamkach są lochy. Usłyszała kroki. Czym prędzej zdenerwowana dziewczyna schowała się w jednym z korytarzy. Kroki stawały się coraz głośniejsze. Po kilku minutach usłyszała rozmowę. Bez wątpienia, głosy należały do dwóch mężczyzn.
- On ją zna. Widział ją, widział dziedziczkę! Prędzej czy później opowie nam o niej. W końcu, to tylko chłopak - powiedział jeden głos.
- Może znać, ale to było tak dawno temu. Wątpię żeby pamiętał o swojej zaginionej księżniczce - odpowiedział drugi.
- Księżniczka czy nie, nie łatwo zapomnieć takie oczy. Jego matka, zanim uciekła, wyjawiła że gdy byli dziećmi, kiedy królowa jeszcze żyła, często się razem bawili. Chłopak z starszym bratem dziewczyny byli z tego samego rocznika, ale on, pomimo przyjaźni z synem królowej, zawsze wpatrywał się w jej oczy. Podejrzewam że nadal pamięta.
- Tak, to bardzo możliwe. mam tylko nadzieję, że z jego pomocą czy bez niej, uda nam się ją schwytać.
- My ją s c h w y t a m y, i zaniesiemy do szefa. Vanilla będzie nasza.

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Drogi czytelniku! Jeśli to przeczytałaś/przeczytałeś, pozostaw po sobie ślad. Ja przecież Cię nie gryzę :* Napisz czy podobał Ci się rozdział i ewentualnie pozostaw jakieś przypuszczenia albo pomysły na kolejne rozdziały ;)

Udało mi się naprawić klawiaturę, a ja przy okazji załamałam się swoją głupotą :D Zniszczyłam ten rozdział ;..; Zdarza się ;c
Przepraszam że tak krótko ale nie miałam czasu i weny. Temperatura robi swoje i odbiera chęć do ruszenia się z miejsca.  :* <3 Pozdrawiam wszystkich ;)

piątek, 7 sierpnia 2015

Rozdział 5

Zamarlam. To byl mój opis. To byl opis mojego wygladu. Ale jak to mozliwe? Nie zna mnie. A jednak zna. Czyli to prawda. Jestem w niebezpieczenstwie.
- A-ale jak mam isc do was do domu? Przeciez Alek tam bedzie.
- Alek mieszka w Stanach, w glownej kwaterze fundacji.
- Jesli wolno mi cos dodac, to Alek nie jest glupi. Na pewno znajdzie osobe która wychowala jego cel. Znajdzie dom w którym mieszkasz i bez odpowiedniej ochrony, a uwierz nie masz takiej, zdola cie porwac nim ktos sie zorientuje. A pozniej wykorzysta cie do ozywienia Demonicznego Lowcy, ktory przejmie kontrole nad jego cialem i za pomoca Aleka bedzie mial cie pod samym nosem. Nie wiemy dokladnie co planuje wobec ciebie gdy juz bedzie zywy, ale jednego bedzie chcial na pewno szkatulki i wejscia do Królestw Siedmiu Luster, a konkretniej do Królestwa Lustra Diamentu albo Królestwa Diamentowego Lustra - mówil Eric.
- Kto teraz tam rzadzi?
- Bedziesz rzadzic wszystkimi siedmioma królestwami. Naszym tez. W tym momencie zdaje sie rzadzi twój brat.
- Lucas? Jak to mozliwe?
- Podobno Lady Cadence ukryla go tam zeby nie zginal w pozarze. Po za tym jest z twojego rodu i moze tam wejsc, tyle ze... inna droga. Ty mozesz wejsc przez kazde lustro do sali przejsc. W kazdej sypialni jest lustro z diamentem. Ale nie wiemy gdzie jest sala z tajemnicami i szkatulka. Tego nie wie nawet Lucas. No i naturalnie nie ma praw wejsc do apartamentu królowych. Do tamtej wiezy klucz ma tylko królowa albo ksiezniczka. Chyba ze te dadza im specjalna moc do otworzenia tych wrot - Gdy Eric skonczyl opowiadac obaj nagle zaczeli krzyczec i zwijac sie z bólu.
- Eric?! Nathan?! Co wam jest?! Powiedzcie! Co sie dzieje?! - Na prawde sie martwilam. Wychodzilam z siebie zeby wymyslec o co chodzi kiedy mnie tez dopadl straszliwy lecz ból glowy. Katem oka zobaczylam ze wraz z nadejsciem bólu u mnie, ból minal u braci. Obaj rzucili sie do mnie. Nie rozpoznawalam slów. Zdolalam wychwycic ledwie fragmenty.
- Nathanie, okryj ja ochrona umyslu. Zaloze sie ze to Alek - nie wiem o co mu chodzilo, ale po chwili ból minal. Odetchnelam z ulga i zaczelam lapczliwie lapac powietrze.
- C-co to bylo? - Zdolalam wykrztusic. Bracia popatrzyli po sobie.
- To byl Alek. W czasie naszej slabosci umie wlamac sie do naszych umyslow i przenosic sie do umyslów innych osób. Poniewaz Eric jest slabiej zwiazany z Alekiem to do mnie wlamal sie wczesniej. Zobaczyl w naszych wspomnieniach i obrazów z tej chwili gdzie jestesmy i ze jest z nami dziewczyna podobna do tej z przepowiedni. Niby wiedzial ze to ty, ale wolal sie upewnic. Przeskoczyl z naszego umyslu do twojego. To od tego byl ten ból. Ale to ze siedzial w twojej glowie tyle czasu mnie nie pokoi - wyjasnil Nathan.
- Dlaczego? - Zapytalam.
- Boje sie ze zobaczyl sposób dostania sie do szkatulki.
- Albo zobaczyl wspomnienia i jej wyglad - zarumienilam sie ale gdy spojrzalam na jego twarz zrozumialam ze nie klamie. A w dodatku jest smiertelnie powazny.
- Wyglad? O czym ty mówisz? - Nie wierzylam wlasnym uszom.
- Taak... Alek... Hm.. powiedzmy ze ma slabosc do brunetek z niebieskimi oczami. No a ty jestes naturalnie piekna, i faceci z naszej rodziny, zawsze zakochuja sie w tej samej dziewczynie. Ostatnio poszlo o Lady Selene, naszego dziadka i wujka - mówil Eric.
- Co masz na mysli mowiac "Zawsze zakochuja sie w tej samej dziewczynie"? - Teraz to jestem kompletnie skolowana. Niestety, nie dane bylo nam zakonczyc rozmowe, bo wokol nas zrobilo sie niezle zbiegowisko.
- Ericu poznajesz ich? Przydupasy Aleka. Musimy chronic Vanille - brat skinal glowa i oslonili mnie z dwóch stron.
- Macie zgarnac dziewczyne! Jesli ona zginie to szef nie bedzie zadowolony! Uwazajcie zeby jej nie zranic. Braci mozecie zabic!
Wydalam z siebie stlumiony okrzyk. Eric i Nathan wyjeli amulety powietrza i zaczeli szeptac zaklecia. Zaatakowali ich. W S Z Y S C Y! Musieli sie bronic i zostawili mnie sama. Co ja mam do diabla robic? Ktos chwycil mnie za lokcie i wygnal rece do tylu. O nie! Nie dam sie znowu porwac ani nic z tych rzeczy! Zebralam w sobie moc i cisnelam piorunem w napastnika. Na tyle mocno by go obezwladnic ale nia na tyle zeby go zabic. Ja to zrobilam? Jasne, przeciez jestem z Warnerów. Ja nie potrzebuje amuletów. Pomoge im. MUSZE im pomóc. Gniew zasilal moja moc. Zebralam w sobie sile i zaczelam ciskac blyskawicami i piorunami w napastników braci. Ci padali na ziemie lekko oparzeni ale z wiekszym szokiem. Ktos zaszedl mnie od tylu bo wzial mnie za rece i je zwiazal. To sa chyba jakies zarty! Chcialam walnac w niego piorunem ale nie moge. Zasyczal mi w ucho.
- No, no. Szef nie klamal z twoja uroda. Ale niestety, musze ci zawiazac lapki. Pewnie zastanawiasz sie dlczego nie masz mocy? Amulet pustki wchlania twoja moc.
Jeszcze sie zdziwisz, pomyslalam.
- Chlopaki! Mamy to po co przyszlismy! Zabieramy sie stad!
Na te slowa Eric i Nathan spojrzeli przerazeni w moja strone. Eric pierwszy zaczal krzyczec.
- Jake tchórzu! Zachodzisz dziewczyne od tylu! Zostaw ja natychmiast!
Jakis chlopak podszedl do niego i walnal w glowe. Eric padl na ziemie trzymajac sie za tyl glowy. Gdy to zobaczylam zrobilam sie wsciekla. Moje oczy zaczely plonac. Poczulam te niewiarygodna i potezna moc, która we mnie drzemie. Zamknelam oczy. Skoncentruj sie! Gdy je otworzylam podmoch lodu byl tak silny, ze zmiotl wszystkich napastników i jakiegos Jake'a do tylu, a moje rece sa uwolnione. Podeszlam do chlopaków i wzielam ich za rece. Otworzylam portal i wepchnelam ich tam, a zaraz potem sama tam wskoczylam.
Wyladowalismy w moim pokoju. Dotknelam delikatnie rany Erica, a pod moim palcami rana zaczela sie goic i znikac!
- Vanillo, jak ty to zrobilas? Te sztuczke z lodem i portalem, a teraz z leczeniem.
- Nie wiem. Jak zobaczylam co zrobili Ericowi... wscieklam sie. Poczulam fragment niewiarygodnej mocy. Tak poteznej, tak niesamowicie ogromnej mocy. Wiedzialam ze ta moc jest moja a ja sie hamuje. Moglabym ich wszystkich zamrozic, albo cos gorszego. Ale nie wiedzialam jak to zrobic. Plus nie chcialam zabijac tylko ich nastraszyc i odpedzic. Zebralam moc w rekach i wypuscilam. A portal? Tego sama nie rozumiem. Chcialam was zabrac z tamtego miejsca. Pomyslalam o moim pokoju, machnelam reka i tu prosze. Portal.
- Dlaczego nas wepchalas do tego portalu? A gdyby cos ci sie stalo? Gdybys nie zdaryla wejsc, bo by cie odciagneli? Porwaliby cie, Alek zranilby cie i wykorzystal do wskrzeszenia Demonicznego Lowcy. A ten? Wiem ze jestes wielce uparta i masz silny charakter, dlatego boje sie ze Demon bedzie chcial na tobie wymusic portal do królestwa i szkatulki torturami! - Eric ocknal sie i zaczal mi glosic kazanie.
- Zalezalo mi na was! Nie moglam patrzec jak oni wami pomiataja! Jak sie znecaja! Oni by was zabili! Z A B I L I! Musialam cos zrobic - ostatnie slowa wyszeptalam, a z moich oczu poplynely lzy. Nathan i Eric chyba zrozumieli moje intencje. Eric objol mnie ramieniem.
- Przepraszam. Wiemy ze chcialas dobrze, ale nie znieslibysmy jakby cos ci sie stalo. Prosze nie placz juz.
- Panno Vanillo?! Wrocila pani?! Kto u pani jest?! - zawolal z dolu Santiago.
- Kto to? - zapytal niespokojnie Nathan.
- Santiago, mój opiekun i sluzacy. To on mnie przygarnal po wielkim porzaze. A tak wlasciwie, skoro Demonicznemu Lowcy i Alekowi nie zalezy na mojej smierci, to po co podpalil mi dom?
- To nie on. Gdyby cos ci sie stalo Demoniczny sam zabilby Aleka, za zmranowanie szansy na odrodzenie i zdobycie rodu Warnerów. I ciebie.
Za drzwiami slychac bylo rozmowy. Santiago i Carter. Nagle otworzyli drzwi i wpadli do srodka. Gdy tylko zobaczli moich gosci, przylozyli im do gardla szpadle.
- Jak smiecei nawiedzac mój dom? Coscie za jedni? Macie zostawic Panne Vanille - jeszcze nigdy nie widzialam Santiago takiego zlego. Ale nie moge pozwolic im na wystraszenie Erica i Nathana.
- Zostawcie ich! Nie macie prawa ich tak traktowac!
- Wyprali jej mózg! Co wy zrobiliscie Miss Warner? - Carter juz chwytal Erica za koszule kiedy ja tupnelam noga.
- WYSTARCZY! Nie macie najmniejszego prawa ich tak traktowac! Teraz ich zostawicie albo poradze sobie inaczej! - Poniewaz nadal napierali, rozdzielilam sile telekinezy na obie rece i wypuscilam swoja energie. Delikatnie przesunelam Santiago i Cartera na bok i tam zatrzymalam. - Nie mozecie zapewnic mi juz ochrony. Pójde z Ericiem i Nathanielem do ich domu. Tam bede mieszkac i bede tam bezpieczna.
- Tutaj jestes pani bezpieczna - nalegal Santiago.
- Nie, nie jestem - za pomoca magii spakowalam cala zawartosc szafy do pierscienia, a zaraz potem zawartosc toaletki, kosmetyczki i polek na ksiazki oraz szuflad. Matko, nie wiedzialam ze magia moze byc tak pozyteczna i praktyczna.
- Jestes gotowa Van? Mam cos pzryniesc? - To byl Eric. Popatrzylam na jego twarz. Dopiero teraz zobaczylam jego urode. Mial ciemna karnacje, znacznie ciemniejsza niz ja. Mimo ze Nathan i Eric byli blizniakami zupelnie sie roznia. Nathan, zielonooki brunet o lekko ciemnej karnacji. Mily i spokojny. Bardziej rozwazny. Jego mlodszy o 5 minut brat blizniak jest kompletnie inny. Niebieskooki blondyn z ciemniejsza karnacja. Eric jest porywczy i spontaniczny. Obaj sie tak bardzo od siebie róznia pomimo blizniaczej wiezi. Ciekawa jestem jak wyglada Alek.
- Van, wszystko w porzadku? Mamy cos ci przyniesc? Odezwij sie, blagam! - Glos Erica wyrwal mnie z moich rozmyslen.
- Och, nie, nie trzeba mi nic przynosic. Mam wszystko. Na jakiej ulicy jest wasze mieszkanie?
- Nasz dom jest... - Nathan zawahal sie i podszedl do mnie i wyszeptal mi adres.
- Okej, otworze tam portal Eric tam wejdzie a ja bede trzymac przejscie tak dlugo jak dam rade. Jak to bedzie ten to wystawi reke jak nie to wroci tu. Moze byc?
- Tak - odparli chórem. Zabralam sie do roboty. Skoncentrowalam sie i otworzylam portal. Eric wszedl a po chwili wyciagnal reka na znak ze dobrze trafilam.
- Vani, ty pierwsza.
- Nie, nie wiem czy portal sie nie zamknie gdy bede przechodzic.
- Nie zamknie sie. Oddam ci troche swojej mocy. Po za tym, musisz ich uwolnic - skinal glowa na Santiago i Cartera, ktozi patrzyli na ta scene oniemiali. Skinelam glowa. Uwolnilam mojego ochroniaza i opiekuna, a oni zaczeli biec i nacierac na nas.
- Zaloz blokade na portal. Niech tylko obdarzeni królestwami moga. Idz! Ja ich zatrzymam i zaraz do was dolacze! - Zawolal Nathan odpierajac atak z strony Santiago i Cartera.
- Obiecujesz? - Zapytalam, na co on zdziwiony i lekko zmieszany skinal glowa. Weszlam do portalu. Wyladowalam w ramionach Erica. Czulam ze sie czerwienie.
- Jestes taka sliczna jak sie rumienisz - usmiechnal sie szelmowsko Eric.
- Tak, a swinie zaczely latac - w tym samym momencie Niebieskooki chlopak odsunal sie a ja zobaczylam jak jego brat laduje u jego stóp.
- Au, musze popracowac nad ladowaniem - mruknal bardziej do siebie, ale gdy nas zauwazyl, jego twarz sie zmienila. Widoczny na niej byl gniew.
- Braciszku, mam dla ciebie jedna dobra rade. P u s z c z a j ja w tej chwili.
- A co BRACISZKU, zazdrosny? - Eric usmiechnal sie zlosliwie do brata. Podrzucil mnie i zaczal biec do domu.
- Eric, pozalujesz. Zostaw ja! Zlapales ja jak wyleciala z portalu, dobra rozumiem. Ale mozesz ja juz puscic.
- Kiedy ja nie chce jej puszczac.
- Nadwyrezysz plecy.
- Jest lekka.
- Eee... czy moje zdanie tes sie tu liczy? - Zapytalam niepewnym glosem.
- Pewnie, naturalnie skarbie - mrugnal do mnie Eric, na co Nathan zezloscil sie jeszcze bardziej.
- Dziekuje ze mnie zlapales Ericu, ale nic mnie nie boli, i nic mi nie jest. Mozesz mnie juz puscic.
Na te slowa Nathan usmiechnal sie do brata w bardzo nie mily sposob, zas Eric pochmurnial i odstawil mnie na ziemie. W tej samej chwili z domu wybiegl jakis chlopak. Wygladal na rówiesnika braci, mial krotkie rude wlosy, duze szare oczy. Byl wysoki i umiesniony. Tez mial blada karnacje, zaledwie o kilka tonów ciemniejsza niz moja.
- Hej stary, Nathan kumplu! Jak dobrze was widziec! Ten wasz Lokaj, jak mu tam bylo... Francis mnie wpuscil - mówil jak opetany. Opamietal sie dopiero gdy mnie zobaczyl. Spojrzal mi w oczy.
- Ozesz, nic nie mówiliscie ze macie dzisiaj randke z piekna panna. Witaj sicznosci mojego zycia. Nazywam sie Ian, Ian Cameron. Jak sie zwiesz, piekna niewiasto?
Zasmialam sie i zerknelam na moich chlopaków, bezglosnie pytajac czy moge im powiedziec prawdziwe imie i nazwisko. Skineli glowami.
- Vanilla, nazywam sie Vanilla Warner - na moje slowa, na moje przedstawienie sie, Wlosy Iana stanely deba.
- Ta, Vanilla Warner? Ksiezniczka i chodzaca pieknosc? Dziewczyna z cyjanowymi oczami?
- Och stary, popatrz jej w oczy. Dowiesz sie wszystkiego. Sam kolor wiele ci powie - zawolal wesolo Eric. Podeszla do Iana i spojrzalaam mu w oczy.
- Wow, to na prawde jestes ty. Nie sadzilem ze Nathus i Ericus przyprowadza ich skarb do domu, gdzie zawsze jestem albo ja albo Alan, albo Robert zdarza sie równiez Jeason.
- Taki tlum?
- Tak, Ian dlaczego zawsze musisz psuc pierwsze wrazenie na dziewczynach? - zapytal Nathan, nadal zezloszczony.
- Dziewczyny? Wiesz, ja tam sie nie czepiam, ale mogliscie mi powiedziec ze bedziecie miec tylu gosci, to bym sie nie wpraszala - usmiechnelam sie, a reakcja braci mnie zadziwila. Obaj padli mi do stóp i obiecywali ze nie bedzie zadnych dziewczyn w tym domu z wyjatkiem mnie. Ian sie smial a ja nie wiedzialam co powiedziec. Wszyscy ockneli sie po pytaniu Iana.
- Ej, a Vanilla, bo my bylismy umówieni na meczyk... i czy moglabys isc do siebie... PROSZE?
- Czy ty wyganiasz Vani z N A S Z E G O domu? Jakim prawem. A po za tym to jest nowy dom Vanilli. Ten pokój w naszym korytarzu do którego nie wolno ci wchodzic od poczatku mial do niej nalezec. Dzieki Alekowi wiedzielismy ze bedziemy musieli ja i Eric ja chronic, wiec kupilismy tu dom i urzadzilismy w nim pokój dla Vanilli - warknal Nathan, po czym zwrocil sie do mnie. - Ten pokój jest dokladnie taki sam jak ten w twoim starym domu.
- Jak to mozliwe? Byliscie tam tylko raz, no Eric dwa. Kiedy wy kupiliscie ten dom?
- 3 miesiace temu. A Eric wyjawil mi ze chodzil tam codziennie. To on zajmowal sie twoim pokojem, ale pokazal mi go wczoraj. Brakuje tylko twoich rzeczy - opowiadal Nathan. Jak ja moge teraz normalnie spac, skoro Eric przychodzil do mnie do domu i mnie obserwowal. Eric podszedl do mnie i wzial mnie na rece i zaprowadzil do domu. Pobiegl po schodach na góre i otworzyl drzwi zamykane na magie.
- Dlaczego ten korytarz jest zamykany na magie? - Zapytalam.
- Tu znajduja sie nasze sypialnie.  W kazdej jest magiczne lustro, którym najlatwiej dostac sie do wybranych królestw. No a po za tym, nie chcemy zeby ktos wdarl ci sie do sypialni - mrugnal do mnie.
- A co z toba? Przez ostatnie 3 miesiace wchodziles mi W NOCY, do sypialni w moim domu, wiec jaki bedziesz miec problem przyjsc do mojej sypialni w twoim domu?
Na te slowa Eric zasmialsie cicho i musnal ustami wrazliwe miejsce za uchem i szepnal.
- Faktycznie bedzie mi znacznie latwiej. To wprost cudownie. Jedyny minus ze taki sam dostep do twoich drzwi ma Nathanek.
- Kiedy mnie odbiliscie od Josha i zaczeliscie tlumaczyc mi sprawe z Alekiem, powiedziales ze chlopacy z twojej rodziny zakochuja sie w jednej dziewczynie. O co ci chodzilo? Miales mi to wyjasnic wtedy ale no... fundacja nas zaatakowala. Wiec, slucham.
- Ja... em...wiesz, jestem otwartym facetem ale w gadaniu o uczuciach zawsze bylem slaby. Powiem wprost, podobasz mi sie, i to bardzo. To prawda, obserwowalem sie od 3 miesiecy i to nie tylko w twoim pokoju. Nie widzialas, ale gdziekolwiek poszlas, szedlem za toba. Wiem ze to bylo glupie, przepraszam. Poznalem cie przez to lepiej. Widzialem jak opiekowalas sie zwierzetami. To bylo mega. Spodobalas mi sie od razu, ale wtedy sie w tobie szczerze zakochalem. Ale rozumiem, ty mnie znasz od kilku godzin i nie wiesz jaki jestem, wiec zrozumiem jesli nie bedziesz chciala sie ze mna umówic.
- Ty... ty mówisz powaznie? Ja.... na prawde ci sie podobam? - zapytalam dlawiac sie powietrzem/
- Tak. Podobalas mi sie od poczatku. Teraz wiem ze sie zakochalem.
- No dobrze. Powiedzmy ze ci wierze. Ale skad mozesz wiedziec co sadi o mnie Nathan? I.... i Alek?
- Alek uwielbia kobiety z dziedzictwem, rodem i magia. A Nathan.... Cóz Nathan zawsze mówil ze w wizjii Aleka bylas taka urocza i slodka, ze od razu Cie zapragnal.
- Ach, czyli Alek zakochal sie w mojej magii, Nathan w wygladzie, a ty?
- Ja w calej tobie. I przepraszam za Iana. Zawsze wszystko psuje - usmiechnal sie krzywo. - Chodz do pokoju. Zaprowadzil mnie do pokoju na koncu korytarza. Weszlismy, Okazalo sie ze wszystko jest identyczne. Brakuje tylko moich ubran i szpargolow. Nawet lazienka jest taka sama. Jest tylko jedna róznica. Na scianie obok komody wisialo lustro. Lustro z diamentem.
- Lustro z diamentem? To musialo kosztowac fortune!
- Nie. Poszedlem do naszego królestwa i poprosilem o lustro z diamentem, dla naszego brylantu.
- Ale zaraz! Ty i Nathan rzadzicie królestwem...
- Szmaragdu.
- Królestwem szmaragdu, ale zapomniales o waszym najstarszym bracie, zapomniales o Aleku! On tez ma dostep do królestwa, a z tego co sie orientuje to W Y macie dostep do mojego zamku.
- Nie bój sie. Alek juz dawno nie ma tam dostepu. Odkad oddal sie Demonicznemu nie ma wstepu do królestw. Dla dobra twojego i swiata - powiedzial spokojnie. Nagle wpadl Nathan.
- Eric! Vanilla! Alek sie odezwal! - Zamarlam. Eric tez. Tylko Nathan nie. Wzial mnie na rece i zaniosl do salonu. Za nami biegl Eric. Na wielkim ekranie byl meszczyzna. Krucze oczy. Ciemne jak dwie tafle wody noca. Wlosy tak samo czarne. Odezwal sie.
- Witajcie. Nathanie, Ericu. Wiem ze wiecie ze nie dzwonie zeby pogadac i powspominac.
- Wiemy. Wiemy tez o prawdopodobnej przyczynie tej rozmowy - powiedzial Nathan.
- Tak. Wiem o waszej nowej przyjaciolce. Jest obok was prawda? Nie musicie klamac ze nie. Czuje magie bijaca od niej. Nawet przez ekran - zasmial sie gorzko i zarzadal. - Pokazcie ja. Chce ja zobaczyc. Chce zobaczyc czy jest warta trudu.
- Nigdy. Nie zobaczysz jej. Zapomnij - warknal Eric.
- Nie ladnie braciszku. Jak odnosisz sie do starszych? Wiecie ze znam nowa sztuczke? Moge ja przeniesc w inne miejsce w pomieszczeniu w którym sie znajduje. Wypróbujmy te zdolnosc - Usmiechnal sie zlowieszczo, a ja poczulam jak cos mnie przyciaga do chlopców. Zaczelam przysuwac sie do nich przysuwac, az stanelam obok nich. znieruchomialam. Nie moglam sie ruszyc. Zostalam zablokowana.
- No no. Mój przyjaciel nie zartowal. Sliczna jestes, a wokól ciebie jasnieje taka cudowna aura. Aura swiadczaca o ogromnej mocy. Mam do ciebie propozycje moja slodka - przez jego twarz przeszedl grymas. - Przyjdz do mnie z wlasnej woli, a bedziesz wolna i bedziesz królowac dobrowolnie, bez uzycia mocy. Co ty na to?
Pomyslalam, nie. Wlaczylam bariere. Znowu moglam sie ruszyc, mówic i normalnie funkcjonowac.
Glosno powiedzialam.
- Nigdy nie przyjde do ciebie dobrowolnie. Nie bede twoja marionetka. Pomarz sobie.
- Nathanie, dobrze wiesz co bede wstanie zrobic zeby zdobyc to czego chce. Wytlumacz wiec Vanilli ze lepiej dla niej jak sama przyjdzie.
Nathan parsknal.
- Nigdy, bracie, nigdy! Ja i Eric nie pozwolimy ci sie do niej  zblizyc. Vanillo, schowaj sie za moimi plecami.
Tak zrobilam.
- Jak chcecie. Moja kochana, jestem pod wrazeniem. Nikomu nie udalo sie wyrwac z tego zaklecia. To dowodzi jaka wielka moc w tobie drzemie. Do zobaczenia.
I go nie ma. Ekran zgasl i schowal sie. Przez chwile stalismy oniemiali. Pierwsza sie odezwalam. A wlasciwie... Wybuchlam glosnym placzem. Opadlam na podloge, nie mogac sie uspokoic.
- Vani! Nie placz, cos wymyslimy. Ukryjemy cie. On nie zblizy sie do nas. Slyszysz? Nic sie nie stanie - spojrzalam w pelne troski zielone oczy.
- Wiem, a...ale ni.. nie o to chodzi. Wtedy kiedy mna zawladnal, czulam jak odwiedza kazdy centymetr mojego umyslu. On... on widzial moje wszystkie wspomnienia. Chcial isc dalej ale w tamtej chwili zablokowalam jego moc. Ja nie chce tego znowu doswiadczac. Prosze, zniose wiele, ale nie chce zeby on znowu penetrowal mój umysl! - Ostatnie slowa wykrzyczalam. Eric, jak zwykle pewny siebie, podszedl do mnie i obial mnie ramieniem, na co w oczach jego brata dostrzeglam gniew.
- Vani. My n i g d y nie pozwolimy by Ci sie cos stalo. Rozumiesz? Zrobimy wszystko aby do tego nie doszlo - Szafirowy ksiaze pocalowal mnie w skron. Zadrzalam. Nathan usmiechnal sie slodko do mnie.
- Vanillo, chodz oprowadze cie po domu.
A ja poszłam za nim. Po zwiedzaniu, zjedliśmy kolację i rozstaliśmy się przy swoich pokojach. Ja weszłam do siebie, umyłam się i poszłam spać

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Bardzo przepraszam za wszelkie literówki, ale niestety ktos zmienil mi ustawienia w jezykach na laptopie, i jak wlaczam jezyk polski, to cala klawiatura mi sie przestawia a w pierwszym rozdziale i prolologu, wszystko mi fajnie dzialalo. Mam nadzieje ze mi to wybaczycie.

Zapraszam do komentowania, to niezwykle motywuje do dalszej pracy a zarazem w pewnym stopniu dodaje weny. Pozdrawiam cieplutko <3

środa, 5 sierpnia 2015

Rozdział 4

Anastazja i Victoria czekaly na mnie przed szkola.  Mialam nadzieje ze zapomne o Nathanie i Ericu. Zwlaszcza o tym drugim. Jak on smial?!  Nazwal mnie glupia dziewucha od Warnerów! Co on sobie wyobraza?! Nie ja wybieralam swoich przodkow, nie ja chcialam miec te wszystkie dary.
- Hej kotku! - Zawolala Ana i podeszla blizej. - Jak milo cie widziec. Matko, przez te dwa dni zmienilas sie.
- Ana ma racje, choc my widzialysmy sie wczoraj. Rany ale ty wypieknialas! Nie zebys byla brzydka ale to mnie uwazali za pieknosc, ale ty... ty jestes jak bogini! - Wybuchla Tori.
- Ale ja nic... - nagle zauwazylam o co chodzi. Moje ciemne zwykle wlosy splywaly dlugimi falami na plecach, moja jasna cera wydawala sie swiecic i oslepiac blaskiem. A najbardziej zadziwily mnie oczy. Blyszczace i tak jasne i przejrzyste jak... nie ma do tego porownania. Zaraz przed oczyma jest to ze widze siebie jakbym patrzyla na druga osobe, albo w lustro. Pedem puscilam sie do lazienki. Wygladalam jak ksiezniczka. O rany! Teraz Ethan na pewno uzna mnie za arogantke. niebieskie cienie zastapily cienie w kolorze szarosci, rzesy pomalowane mocnym tuszem a kreski pieknym czarnym eayliner'em. Usta pomalowane brzoskwiniowo-rozowa szminka i blyszczykiem o lekkim polysku wydawaly sie wieksze. Jak to sie stalo? W koncu wyszlam z toalety na przepelniony ludzmi korytarz szafek. Tori i Ana siedza juz pod sala. Wezme jeszcze ksiazki z szafki i do nich dolacze. Po drodze wpadlam na Ethana.
- Hej Ethan, jak tam? - Spytalam uprzemie i lekko sie speszylam gdy zobaczylam jak sie na mnie patrzy.
- Van, jaa.. ja... ty.. ty wygladasz przeslicznie! - Wykrzyczal na caly korytarz i oczy wszystkich uczniów spoczely na mnie. Chlopaki zaczeli podchodzic coraz blizej a dziewczyny nagle zapragnely stac sie moimi przyjaciolkami. Nawet Victoria, Anastazja i Ethan nie mogli sie do mnie dopchac. Wszystkich uspokoil dyrektor Bern.
- Co tu sie wyprawia?! Vanilla? Wszystko w porzadku? Chlopcy odsuncie sie od panny Vanilli i pozwolcie jej oddychac - powiedzial z lekkim zmieszaniem. - Zapraszam na sale gimnastyczna na powitanie dwóch nowych uczniów.
Kiedy probowalam dostac sie do przyjaciolek jakis chlopak wzial mnie za talie i pociagnal za soba w glab tlumu chlopaków ktozi, o zgrozo! wzieli mnie na rece i zaczeli niesc. Rzucilam przepraszajace spojrzenie Tori i Anie na co one zareagowaly usmiechami. Chlopacy wniesli mnie na sale i posadzili sobie na kolanach.
- Nigdy wczesniej nie dostrzegalem twojej urody i twojego wdzieku. Teraz baardzo zaluje - powiedzial chlopak u ktorego siedzialam na kolanach.
- Ym... dziekuje? Ale mozecie mnie puscic i posadzic obok siebie - zaproponowalam na co zareagowali lekkim oburzeniem. Jakbym te lawki nie zaslugiwaly zebym na nich usiadla.
- Nonsens, posiedzisz u mnie... - zaczal mowic mi cos do ucha.
- Nie, O N A bedzie siedziec u mnie na kolanach - powiedzial Josh starszy o dwa lata kolega ze szkoly i wzial mnie na rece i usiadl kilka metrow dalej. Zaczal muskac ustami moja szyje i szeptac czule slówka do wrazliwego miejsca za uchem.
- Wiesz, jestes bardzo ale to bardzo pociagajcaca i sexy... Po szkole pojdziemy do mnie i sie tam.... lepiej poznamy
- Nie ma mowy! Chyba ci cos na mózg padlo!
- Nie tak glosno moja kochana, nie musisz tak krzyczec. Wiesz ze nie masz ze mna szans. Jestes o polowe mniejsza ode mnie. Taka delikatna i krucha. Nie chcialbym zrobic czegos zlego takiej niewinnej istotce jak ty.
- Nie chcesz mi niczego zrobic ale jednak kazesz pojsc do ciebie kiedy ja tego nie chce? - Kolejny Eric.
- Na razie tego nie chcesz. Zadna dziewczyna nie sprzeciwilaby mi sie. A jak sie sprzeciwila to i tak wychodzilo na moje. Wiec pojdziesz ze mna czy ci sie to podoba czy nie. Rozumiesz? - Syknal mi do ucha. Pokiwalam glowa niezdolna niczego powiedziec. Gdybym chciala moglabym go zniszczyc. Ale nie moge tego zrobic. Nagle dyrektor wszedl na sale i oficjalnie przedstawil nowych uczniów, a mnie przy tym zatkalo.
- Moi drodzy, powitajcie Nathaniela i Erica McDalieer!
Nathan omiotl pomieszcze spojrzeniem swoich niziemskich zielonych oczu. Jego wzrok zatrzymal sie na mnie. Szepnal cos do brata i ten tez zaczal mi sie przygladac. Tak jak w nocy.
- Oni tez maja te dziwne oczy! Tak jak nasza gwiazdka! - Zawolal jakis chlopak z tylu a do niego dolaczyl Frank, chlopak z mojej klasy.
- Tak! Vanilla tez ma niezwyke oczka! Tak jak cala jest niezwykla! - Zaczerwienilam sie jak przekrojony burak. Po chwili wszyscy zaczeli wrzeszczec a dyrektor i cala rada pedagogiczna nie dawala sobie z nimi rady. Nathan i Eric patrzyli na to z rozbawieniem.
- Vani, teraz idziemy slyszysz? - Josh szpenal mi uwodzidzielsko do ucha.
- Ja nigdzie z toba nie ide!
- Bardzo chcialem tego uniknac, ale za bardzo mi zalezy - na jego twarzy widac bylo zlosliwy usmieszek. Nagle wzial mnie na rece i wyniosl cichaczem z sali.
- Zostaw! Puszczaj mnie! - Krzyczalam, ale Josh zakneblowal mi usta.
- Cicho malenka. Pamietaj ze to ja trzymam ciebie i ze moge zrobic wszystko co zapragne. Nie zamierzam psuc sobie zabawy rozumiesz? - Pokiwalam glowa. Wtem przed nami wyrosli dwaj chlopacy.
- Hej kolego, chcielismy sie lepiej poznac - powiedzial a ja rozpoznalam glos Erica. - Ale widze ze jestes zajety dziewczyna ktora nie jest toba zainteresowana.
- Vanilla po prostu zaslabla.
- Dlatego ma zwiazane usta?
- Jaa, no yy..
-  Dosyc tego, wiem kidy chlopak narzuca sie damie i kiedy trzeba zareagowac. Postaw ja na ziemi!
- Zebys sam mogl ja zabrac, nie ma mowy - rzucil sie do biegu. Zdenerwowalam sie. I to mocno. Szarpnelam sie tak mocno jak potrafilam i kopnelam Josha w twarz. Ten zawyl postawil mnie na ziemi i mocno mi oddal. Moze mocniej niz dostal. Ból nastapil z kilkusekundowym opuznieniem. Padlam na podloge i stracilam prztyomnosc.
Nie wiem ile leazalam ale krotko bo gdy sie ocknelam Eric nadal klocil sie z Joshem. Nathan podbiegl do mnie i pomogl mi wstac. Nie wiem co mi sie stalo, ani co mnie do tego sklonilo, ale rzucilam mu sie w ramiona i zaczelam plakac. Nathan uspokajal mnie i glaskal po wlosach. Eric nas zauwazyl i podszedl do brata chcac mnie pocieszyc, ale ja odsunelam sie jeszcze szybciej niz dostalam w twarz. Nie wiem dlaczego. Mechanicznie. Zaczelam sie cofac chcac uciec jak najdalej. Wtem Eric krzyknal.
- Vanilla! Nie! - Zawolal, a ja zanim zdarzylam sie zorientowac ktos mocno obial mnie w pasie i zaslonil usta reka. To byl Josh. Zaczal biec jak szalony, niosac mnie na rekach.
-  Przez ciebie skarbie, mam zadrapanal buzke. Ty zreszta tez. Ale to i tak nie oszpecilo cie tak jakby oszpecilo Trixy - szepnal. Trixy. Królowa szkoly. Szalowa blondynka o duzych brazowych oczach. Chodzacy plastik. - Wiesz nie chce zebys znowu mi sie wyrwala. Ja cie teraz postwie a ty bedziesz stala grzecznie i pozwolisz mi zawiazac sie dobrze? - W wyniku przerazenia pokiwalam glowa. Josh postawil mnie na ziemi. Juz mialam sie zaczac wyrywac, kiedy Josh popatrzyl na mnie z dezaprobata, a mi zmiekly kolana.
- Nie ladnie sloneczko, bardzo nie ladnie. Bedzimy sie gniewac.
- Mozesz miec kazda dziewczyne w szkole. Dlaczego? A wlasciwie po co potrzebna jestem ci J A? - zapytalam z nadzieja ze mnie uwolni.
- Bo widzisz skarbie, ja nie chce zadnej innej dziewczyny ze szkoly. Ja chce ciebie. Zawsze wydawalas sie wyjatkowa, a dzisiaj wiem na pewno ze jestes ta jedyna, moim aniolem.
- Anioly sa wolne, ja jestem niewolnica.
- Kazda chcialaby byc moja niewolnica.
- Ja nie.
- Coz, w takim razie zmienisz zdanie po dobroci, albo w bardziej brutalny sposob.
- Ale chyba nie w tym zyciu! Po za tym porwales mnie. To tez jest okaz dobroci? - Pytam sarkastycznie.
-  Tak, zebys wiedziala - powiedzial, wolno kiwajac glowa. Szybkim ruchem obwiazal mnie grubym i mocnym sznurem. Podejrzewam ze zacisnal wiezly z calej sily. Pisnelam. Josh zaczal sie cicho smiac.
- Nie chcialem tego. Moglas sama pojsc bez tej.... niekomfortowej sytuacji. Ale z drugiej strony. Pociagasz mnie taka skrepowana. A teraz otworz buzke.
- Po co?
- Otwieraj.
- Nie.
- Doprowadzasz mnie do szalu Vanilllo Warner.
- To mnie wypusc Joshu Dernil.
- Jestes taka madra a jednoczesnie zalosnie glupia i nieznosnie naiwna. Jak zwykle musze zrobic ci krzywde - Zrobic mi krzywde? O co mu chodzi? Po 5 sekundach juz wiem o co chodzilo. Josh mocno nadepnal mi na noge a ja krzyknelam. Korzystajac z okazjii Josh wsadzil mi jakas miekka kulke do buzi i zawiazal zeby nie wypadla. Rzucil mi rozbawione spojrzenie. - Tak na pocieszenie; i tak jestes sliczna.
Nagle zaczynam zalowac ze Nathan i Eric nie przyjda mi na ratunek. Choc, ne wiem co sie z nimi stalo jak Josh mnie porwal. Gdy moj porywacz podniosl mnie zeby mnie wsadzic mnie do samochodu, cos a raczej ktos wyskoczyl mu na przeciw.
- Sluchaj Josh, chcialem dac ci szanse, mogles normalnie postawic Vanille i ja przeprosic ale nie! Ty wolales ja porywac po raz drugi, zakneblowac, zwiazac i wywiezc nie wiadomo gdzie.
- A cos ty sie tak Vanilla interesujesz? Jestes nowy w naszej szkole. Nie znasz jej.
- My ja znamy. Prawda Vani? - Zapytal Nathan, patrzac na mnie znaczaco. Energicznie pokiwalam glowa.
- Widzicie panowie. Vanilla nic nie mowi wiec racej wam nie wierze - prychnal Josh nadal trzymajac mnie na rekach.
- Sluchaj, oddaj nam ja.
- To wy sluchajcie. Vanilla Warner to najpiekniejsza dziewczyna na swiecie i watpie zeby takie bydlaki jak wy mogly ja zadowolic i uszczesliwic.
Eric wyrosl przed nim jak drzewo. Wzial mnie na rece od Josha i poszedl do auta. Zaczelam sie wyrywac, choc wiedzialam ze to na nic. Normalnie byl 3 razy wiekszy a teraz jestem zwiazana. Eric wyczul moje uczucia i szepnal.
- Nie bój sie. My pogadamy potem - szepnal mi do ucha, a potem krzyknal do Josha. - Jak jeszcze raz zobacze ze jej sie naprzykrzasz i ze podniosles na nia reke, to znajde cie i zrobie ci cos równie nie przyjemnego. Rozumiesz?!
- Jak mnie znajdziecie?
- Bedziemy chodzic do tej samej klasy - usmiechnal sie szyderczo Nathan. Josh pobladl z strachu i ulotnil sie biegnac szybciej niz ze mna. Chlopaki zaczeli mnie rozplatywac i uwalniac. Po 2 minutach bylam; wolna, obolala, przerazona i zla. Nie wiedziec czemu zzaczelam dosc glosno szlochac. Nathan obiol mnie i zaczal uspokajac. Bylam przerazona! Wczepilam sie koszuli Nathana mnac ja i moczac moimi lzami. Nathan delikatnie mnie podniosl i zaczal isc. Gdy przestalam plakac obaj bracia zaczeli sie dopytywac czy nic mi nie jest i czy cos mnie boli.
- Boli mnie twarz, brzuch i rece.
- Dziwne, przed chwila mialas lekko opuchniete oko i rane na twarzy a teraz prawie nie ma sladu, nie liczac rozowego sladu.Vanillo, wiem ze to nie bedzie komfortowa sytuacja, ale musimy zobatrzec twoje rany na brzuchu i rekach, wiec gdyby..... - Niesmialo stwierdzil Eric. Niesmialo na tyle na ile go stac. A tak po za tym, co on sobie myslal? Najpierw mnie obraza, potem chcac sie poprawic zgrywa bohatera a teraz prosi zebym sie rozebrala! On chyba na prawde mysli ze jestem tylko ladna i ze pod burza wlosow, w glowie nie ma nic. O nie! Nie ma takiej opcji!
- Zartujesz prawda? Ty sobie ze mnie zartujesz! Co ty sobie wyobrazasz?! Na poczatku wlamujesz mi sie do pokoju, potem mnie obrazasz a teraz prosisz mnie zebym sciagnela bluzke!! Myslisz ze kim ty jestes?!! Nie masz prawa mnie o to prosic! - Wybucham.
- Posluchaj, nie obrazilem cie celowo. Twoja matka, Lady Cadence, traktowala naszego ojca jak psa. Moze i byla królowa siedmiu luster ale nie miala prawa go tak traktowac. Uznalem ze bedziesz taka sama i mialem nadzieje ze w tamtym pokkoju, ze to nie jest ostatnia Warnerówna zyjaca na ziemi. I nie prosze cie zebys sie rozebrala ani nic. Nie jestem jak Josh. Chcemy ci pomóc, prosze zaufaj nam - w jego glosie slychac bylo nadzieje pomieszana z... z strachem.
-  Zaufam wam, ale i tak nie siagne bluzki. Co wy tu robicie? Josh mnie zabral ale nie widzialam was.
- Taak, Josh jest szybszy od nas, ale mial ciebie na rekach i byl ranny, przez co poruszal sie wolniej. Szlismy za wami caly czas, ale musielismy wychwycic odpowiedni moment, myslelismy ze cie wypusci, ale on wzial cie na rece i zaczal niesc do samochodu. WIedzielismy ze to byl ten moment. Inaczej bylabys daleko stad. A na to osobiscie nie moglem pozwolic.
- Osobiscie?
- Nie przezylbym, gdybys królewno, zostala uprowadzona i zniewolona - mam wrazenie ze sobie ze mnie szydzi i zartuje ale patrzac w jego oczy, wiem ze mówi calkiem powaznie. Nathan przerwal moje rozmyslania.
- Wiesz, wiemy ze znamy sie kilka godzin ale sadzimy razem z Ericiem - tu spojrzal znaczaco na brata. - ze powinnas sie do nas wprowadzic.
- Ym... co? Wiecie lubie was i no, ale ja raz nie jestem pelnoletnia jak wy, znamy sie bardzo krotko no a poza tym moj sluzacy a jednoczesnie opiekun sie nie zgodzi.
- Vani, prosze. My tez mamy moce jak ty. My mamy je wycwiczone i umiemy rozrozniac ludzi z fundacji.
- Ta fundacja wszystko komplikuje! Rozumiem, Demoniczny Lowca ktoremu potrzebna jest moja krew i moja moc, ale czego chce fundacja?
- Fundacja pracuje dla potomka Demonicznego Lowcy - powiedzial Eric. Popatrzylam na niego z przerazeniem. Wczoraj nie wiedzialam ze Demoniczny Lowca mial potomkow, a teraz jego POTOMKOWIE ktozi uratowali mi zycie, mówia ze fundacja pracuje dla jego POTOMKA! To by sie zgadzalo. Chca mnie ratowac z rak takiego Josha, zeby sami mogli mnie porwac i zrobic cos o wiele gorszego niz zrobilby Josh. Zaczelam sie odsuwac od Erica, nie patrzac za siebie. Takie ulatnianie sie doprowadzilo do tej sytuacji. Przestalam sie tak odsuwac od szfirowego chlopaka, jak wpadlam na jego brata. To co zrobilam nie mialo najmniejszego sensu, ale to byl odruch.
- Zostawcie mnie! To wy jestescie potomkami Demonicznego Lowcy! To dla WAS pracuje fundacja, która chce mnie wykorzystac! Wam nie zalezy na mnie tylko na mojej krwi i mojej mocy!
- Dodac do tego twoja buzke - zazartowal Eric na co Nathan go uciszyl jednym spojrzeniem. A ja na komentarz Erica wydalam z siebie zduszony okrzyk.
- Vanillo, my nie chcemy ozywic Demonicznego Lowcy. To przed nim ratujemy swiat - prostuje szybko Nathan.
- Tak, ale jestescie jedynymi dziedzicami mocy Demonicznego Lowcy. Bo dnawet jesli mielibyscie miec jakiegos pokreconego brata blizniaka, albo starszego, albo mlodszego to z tego co zrozumialam, to mialby mi sluzyc? Dobrze zrozumialam?
- Tak, i nawet domyslilas sie co do brata. I tak na marginesie on jest starszy. To w niego dostanie sie Demoniczny Lowca.
- Super! Wasz starszy braciszek chce mnie zabic! A ja mam isc do was do domu?
- Alek nie bedzie chcial cie zabic. Jestes mu potrzebna zywa. Jako pierworodny z tego pokolenia potomków Demonicznego Lowcy, ma zdolnosc komunikowania sie z nim. To ja bym otrzymal ten "dar" gdyby nie Alek - mówi Nathan
- Ta-ak, czyli mam rozumiec ze ten wasz caly starszy braciszek rozmawia z Demonicznym Lowca, a ten z kolei mowi mu czego chce.
- Tak. Gdy jeszcze przyjaznilismy sie z Alekiem, ten mówil nam co powtarzal Demoniczny Lowca.
- A to ciekawe i co mowil? - zapytalam sarkastycznie.
- Mowil ze... ze to na ciebie czekal przez te 2000 lat. Ze nawet twoja matka nie miala takiej mocy co jej córka. "To ona, 66 z kolei córka Wielkiego Lorda Warnera. Mlodsza siostra Lucasa Warnera, córka Lady Cadence, 65 z kolei i Christiana. Cyjanowe oczy, dlugie ciemne wlosy i blada cera. Na imie jej bedzie Vanilla"

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Bardzo przepraszam za wszelkie literówki, ale niestety ktos zmienil mi ustawienia w jezykach na laptopie, i jak wlaczam jezyk polski, to cala klawiatura mi sie przestawia a w pierwszym rozdziale i prolologu, wszystko mi fajnie dzialalo. Mam nadzieje ze mi to wybaczycie.

Zapraszam do komentowania, to niezwykle motywuje do dalszej pracy a zarazem w pewnym stopniu dodaje weny. Pozdrawiam cieplutko <3

Rozdział 3

- K.... kim ty jestes? I co robisz w mojej sypialni? - Zapytalam te dziwne, magnetyczne szafirowe oczy.- Ty mnie widzisz? - zdziwily sie oczy. Glos odwiedzajacej mnie osoby byl, gleboki i cieply oraz z cala pewnoscia nalezal do chlopaka.
- Wlasciwie nie widze nic prócz oczu, ale to nie zmienia faktu ze gdyby bylo jasniej widzialabym cie calego - Odpowiedzialam pewnie. - Co ty robisz w moim domu o godzinie... - tu spojrzalam na zegarek. - 04:50! Co ty robisz w moim domu o 04:50?!
- Vanillo, prosze spokojnie.
- Skad znasz moje imie?!
- Yh - prychnal. - Wszystkiego sie dowiesz niebawem.
- Niebawem? To znaczy kiedy? - Kiedy spojrzalam w strone mojego goscia dostrzeglam ze mi sie przyglada.
- Faktycznie nie przesadzali mowiac o jej nieziemskiej urodzie - mruknal, udajac ze nie slyszal mojego pytania.
- O czym tu do diabla mowisz?! - krzyknelam ale najwyrazniej szafiro-oki chlopak mnie nie sluchal tylko dalej cos gadal o czyjejs urodzie.
- A te oczy... Oczy koloru rajskiej wody. Cyjanowe. Niezwykle. Takie jak Lady Cadence. Z malym wyjatkiem, jakoby Lady Cadence miala fiolkowe.
- Zaraz chwileczke! Okej, wlamales mi sie do domu, wlazles do sypialni i znasz moje imie to jeszcze jakos jestem w stanie pojac. Ale skad znasz moja mam... Znaczy Lady Cadence?
- Wiem ze Lady Cadence byla twoja matka, i wiem rowniez kim t y jestes - Odpowiedzial spokojnie jakby nic sie nie stalo. - Wybacz moja mila, ale musze juz isc. Do zobaczenia - powiedzial, a potem szafirowe oczy zniknely! Rozplynely sie w powietrzu! - To mi sie sni, to musi byc sen! Ten senny koszmar sie skonczyl i dalej bede spac spokojnie, bez snow, koszmarow i wizjii.
Nastepnego ranka, po 9 godzinach snu, wcale nie bylam wypoczeta. Przeciwnie. Moze ten sen o szafirowych oczach, nie byl snem? Moje wielce interesujace rozmyslenia przerwal Santiago.
- Dzien dobry, panienko - przywital mnie i sklonil sie. -  Dzisiejszej nocy slyszalem jakies rozmowy dobiegajace z pani pokoju, co to bylo?
- Ja.... emm, no.... ja... Ja rozmawialam przez telefon, z.. z kolega z klasy.
- O godzinie 04:50? - Zdziwil sie. Tym dopytywaniem lekko mnie zdenerwowal.
- Och, tak. Mialam taka ochote to zadzwonilam do kolegi ktory, jak wiedzialam nie spi - odpowiedzialam poirytowana, na co Santiago skinal glowa.
-Tak jest, prosze pani. Co zjadlaby panienka na sniadanie?
- Nic, wyjde wczesniej i zajrze do starbucksa. Wypije kawe i zjem jakies jablko albo cos. A teraz przepraszam ale wroce do siebie i doprowadze sie do porzadku - powiedzialam tonem, jak mi sie wydawalo, nie znoszacym sprzeciwu. - Rany, ja idealnie pasuje do roli kaprysnej ksiezniczki - pomyslalam i szybkim krokiem poszlam do swojego pokoju. Zadzwonil telefon.
- Halo? - spytalam sluchawke, poniewaz dzwonil numer nie znany.
- Vani? Hej, to ja Ana! - Ana, inaczej Anastazja. Jedna z dwoch moich najlepszych przyjaciolek. I chyba ta najblizsza.
- Ana? Masz nowy numer?
- Tak, rodzice kupili mi nowy telefon razem z abonamentem.
- Cudnie, idziesz dzisiaj do szkoly? Wczoraj cie nie bylo.
- Wiem, jechalam po ten telefon i do okulisty. Mam nosic okulary rozumiesz?! Bede wygladac jak Charlotta!
- Nie zapominaj ze Tori tez nosi okulary - Tori nazywa sie tak na prawde Victoria ale wszyscy jej mowia Vici, tylko my mozemy mowic Tori. My czyli ja i Anastazja.
- Och, ale Tori to Tori. Jej okulary pasuja i wygladaja cudownie, mnie nie pasuja - westchnela.
- Ale musisz jakos to przebolec. Tak jak musialas przebolec krzywo zrobione tipsy Eleny.
- Wez mi nie przypominaj, fujka. No ale nie bede nosic okularow, juz ja o to zadbalam.
- Jak?
- Soczewki! I wybralam takie sliczniutenkie. Rubinowe!
- Cudnie, ale wiesz ze Santiago jak cie zobaczy moze miec pretensje?
- Wiem, wiem. Bo "Tylko panienka Vanilla moze miec taki kolor oczu" itd. Ale przeciez zna moj prawdziwy kolor. Zwykle niebieskie.
- No, ej ja sie zbieram bo ide jeszcze do starbucksa. Idziesz ze mna?
- Nie, wiesz ze nie lubie chodzic tam rano. Dobra bo zaraz wygadam caly nowy abonament. Papuzki. Dozo w szkole - nie czekajac na moja odpowiedz rozlaczyla sie. Ja zaczelam starannie robic makijaz, spakowalam wszystkie potrzebne ksiazki i wyszlam do szkoly, a raczej do starbucksa.
- Santiago ide do szkoly! Po zajeciach ide do Ethana! - nie czekajac na odpowiedz wyszlam. Wlozylam sluchawki do uszu i szlam. Doszlam do mojej kawiarni nawet nie zauwazywszy ze tak szybko to minelo. Weszla do budynku i ustawila sie w kolejce by zamowic kawe. Podeszlam do lady i poprosilam:
- Poprosze srednie latte maciato z podwojnym mlekiem - na swoje zamowienie czekalam ok. 3 minut. Wzielam kawe i usiadlam do stolika. Zaczelam sie uczyc sie Historii. Nawet nie zauwazylam jak dosiadl sie do mnie jakis chlopak. Wygladal na mniej wiecej 18 lat.
- Witaj moja mila, cyjanowa dziewczynko - usmiechnal sie do mnie co sprowokowalo mnie do spojrzenia na niego. Spojrzalam na twarz, na oczy. Oczy w kolorze szafiru, te ktore widzialam w nocy. Nim zdarzylam cos powiedziec pojawil sie drugi chlopak. Nie podobny do chlopca o szafirowych oczach. A oczy "nowego" nie sa szafirowe lecz zielone. Niezwykle zielone. Tej zieleni nigdy nie zdolalabym sobie wyobrazic. Tak niesamowicie ciemny i blyszczacy...
- Witam piekna dame, nazywam sie Nathaniel McDalieer - powiedzial ten zielonooki. - Ta ciamajda to moj brat, Eric.
- Eric, j... ja cie widzialam! Dzisiaj w nocy byles w moim domu, w moim pokoju i... i patrzyles na mnie. Przygladales mi sie jak... wlasciwie od kiedy tam siedziales i czy to byl pierwszy raz?! Oraz, skad znasz moje imie?!
- Eric, prosze powiedz ze naszej królewnie sniezce sie cos przewidzialo i ze to byla EWENTUALNIE, wizja a nie prawda - spojrzal blagalnie na brata. - Przeciez nie wolno nam bylo sie z nikim kontaktowac, a zwlaszcza z tym rodem!
- Bylem u niej, ale to nic ona zobaczyla mnie jeden jedyny raz. Teraz wymaze jej to wszystko z pamieci - odpowiedzial, a ja tepo patrzylam sie na wymiane zdan. Eric podszedl do mnie i kilka razy machnal mi przed nosem dlonia. - Widzisz po krzyku.
- Nie wcale nie! Masz mi wytlumaczyc dlaczego byles w moim domu i w moim pokoju i... i dlaczego mi sie przygladales! - Wykrzyczalam wszystko na jednym tchu.
- Co sie stalo? Za slabej magii uzylem? Nathan, pomoz mi!
- Yh, nie mozesz jej zaczarowac. Byles u niej w domu, a nawet w prywatnej sypialni, a pomimo tego nie masz pojecia kogo sledziles? - Nathaniel patrzyml na brata
- No to kim niby jest ta dziewczynka? Wiem ze ma nam pomoc w odnalezieniu tej dziewuchy od Warnerów zebysmy mogli jej strzec i jej pilnowac. Ta dziewczyneczka ma nam tylko w tym pomoc.
- Od WARNERÓW?! -Nie wierzylam wlasnym uszom.
- Och czyli znasz te rodzine? cud... - zaczal Eric ale brat spojrzal na niego, plonocymi ze zlosci oczyma.
- Ty na prawde jestes idiota! Ta "dziewucha od Warnerów" stoi przed toba, a ty jej nie zauwazyles! To O N A jest ta jedyna dziewczyna ktora moze otworzyc portal i otworzyc moc wszystkich amuletow.
- Naprawde nie wiem o co wam chodzi, ale jestescie mocno pokreceni. Tak, jestem dziedziczka Warnerów, córka Lorda Warnera, nastepczynia Lady Cadence. Ale nic wam do tego! Nie oddam wam niczego co do was nie nalezy! - Syknelam jadowicie. - A teraz przepraszam, ide na lekcje!
- Poczekaj, prosze. Wybacz mojemu glupiemu bratu. Zostan i porozmawiaj z... nami albo ze mna, jak wolisz - w ostatniej chwili chwycil mnie za reke.
- Yh, no dobrze. Poslucham was, ale nie zamierzam sie odzywac do mlodszego "chlopaczka od McDalieer'ów" .
- Vanillo prosze, ja... ja nie chcialem cie urazic - blagal mnie Eric.
- Jasne ze nie. Ty tylko chcailes urazic "dziewuche od Warnerów". Tak sie sklada ze ja nia jestem - warknelam i ostentacyjnie przeszlam na druga strone stolika. - Mowcie, za godzine mam lekcje.
- Ja i Eric pochodzimy z rodziny McDalieer'ów. Nasza rodzina od wieków próbuje wejsc w laske twojej. Bo twoj rod od zawsze fascynowal nasz, a w szczegolnosci kobiety... - tu popatrzyl na mnie znaczaco. -  Gdy dowiedzielismy sie ze twoja matka urodzila syna, przerazilsmy sie. Byl spokrewniony w lini prostej do Lorda Warnera, a my... my jestesmy tak samo powiazani z synem Demonicznego Lowcy..
- CO?! Chcecie powiedziec ze... ze wasz ojciec byl na poczatku najlepszym przyjacielem mojego a potem go zdradzil? Oczywiscie wiem ze nie jestescie synami bezposrednio tak jak ja corka Lorda Warnera ale jestem ostatnia zyjaca dziewczyna powiazana z nim w lini prostej.
- Tak, a wracajac do opowiesci. Ja i Eric bylismy przerazeni. Po Wielkiej Wojnie, Demoniczny Lowca przezyl i obiecal ze bedzie sluzyc rodowi Warnerów. Lecz Lord Warner dal mu inny wybór. Mial mozliwosc zginiecia w lochach, albo zalozyc rodzine i dopilnowac aby kazdy jego nastepca sluzyl twojemu rodowi. A konkretniej kazdej nastepnej core Lorda.
- Ale Lord mial dwie córki, Lady Tiane oraz Catherine.
- A wlasnie dlaczego nazwano Tiane Warner tytulem "Lady" a jej siostry Catheriny nie? - zapytal Nathan.
- Poniewaz to Lady Tina byla najstarsza i to ona zalozyla pokolenie. Catherina zalozyla osobna linie ale ona juz dawno wygasla.
- Czyli ty nie bedziesz Lady, bo twoj brat jest starszy?
- Lucas byl starszy, ale w moim rodzie to kobiety dziedzicza szkatule i tak dalej.
- Pozniej sie dowiem dlaczego "byl". Wracajac po raaz drugi. My mielismy sluzyc dziedziczce, nie dziedzicowi. Odetchnelismy z ulga kiedy dowiedzielsmy sie o istnieniu dziedziczki - usmiechnal sie do mnie. - Nasz ojciec skladal przysiege Lady Cadence. I poprosil nas o odnalezienie cie i zlozenie ci przysiegi. Wiemy co ci grozi.
- Nic mi nie grozi, mam tylko strzec szkatulki i miejsca gdzie sie znajduje - Eric pokrecil glowa i odezwal sie po raz pierwszy.
- Vanillo, twoim przodkom nic nie grozilo ale... Fundacja Spiralni Krwi odnalazla sposob zeby ozywic naszego przodka... Demonicznego Lowce. Teraz sa ci potrzebni ochroniarze.
- Ozywic lowce, ktory chcial zniszczyc swiat? - Zapytalam. Obaj potwierdzili. - I po co im ja?
- Dziedziczenie krwi. Odziedziczylas po Lordzie Warnerze moce. I krew. Te poloczenia tworza duze zagrozenie poniewaz Lord Warner zlamal Demonicznego Lowce, on mial nad nim wladze i tylko jego potomkowie a w tym wypaku tylko jego potomkinie moga go ozywic i miec nad nim wladze - powiedzial Nathan. - Wiesz czego pragnal Demoniczny Lowca?
- Amuletow, wladzy i zniszczenia?
- Nie, jemu zalezalo na Lady Tianie.
- Lady Tianie?
- Chcial stworzyc linie laczac krew Warnerów i McDalieer'ów tworzac syna, potomka. Lady Tiana opierala sie i na cale sczescie miala juz rodzine. Córke, Lady Alysse i meza, Nicolasa.`Demoniczny Lowca porwal Lady Tiane chcac zmusic ja do malzenstwa. Gdy sie nie zgodzila torturowal ja i zabil. Gdyby nie Lady Alyssa nie stalabys tutaj a nasz przodek wygralby.
- I po co mi to mówicie?
- Bo Demoniczny Lowca bedzie chcial zemscic sie na Lordzie Warnerze... i zapewne dostac jego potomkini.
- Mnie?! Po co?!
- On.. powiedzmy Demoniczny Lowca ma slabosc do kobiet z Warnerów. A jak wiadomo ty jestes jedyna. No i bardzo piekna - usmiechnal sie szelmowsko Eric na co ja prychnelam i zaczelam rozmawiac z Nathanem.
- Czyli zdrajca zalozyciela mojego rodu pragnal jego córki i kazdej innej dziedziczki?
- Jemu nie zalezalo na wszystkich. Zalezalo mu na tych obdarzonych.
- Obdarzonych?
- To ty mi powiedz.
- Chodzi ci o... o królestwo! No jasne! Matka na pewno powiedzialaby mi o tym ze jest królowa a ja nastepczynia tronu.
- Królestwo, tron. królowa, ksiezniczka?? Nathanie moze to nie ona. Jest piekna jak królewna sniezka i ma cyjanowe oczy, ale chyba nie rozumie powagi tej sprawy albo jest tak glupia jak piekna - wtracil Eric
- Dosyc! Ericu, powiedziales ze nie chciales mnie obrazic ale widze ze klamales. Nie zamieram wam w niczym pomagac ani... ani nie wiem czego ode mnie chcecie! Traktujesz mnie jak glupia ale taka nie jestem! - Popatrzylam wrogo na Erica, który o dziwo przestal sie smiac i wygladal na skruszonego. - Nathanie dziekuje ze chciales..... pomoc mi i no... Ale nie zamierzam pracowac z twoim bratem. Zegnam - wychodzac uslyszalam gniewny szept Nathana.
- Brawo, jak zwykle musze wszystko po tobie naprawiac. Vanillo zaczekaj, prosze! - Zawolal za mna lecz ja wybieglam na ulice.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Bardzo przepraszam za wszelkie literówki, ale niestety ktos zmienil mi ustawienia w jezykach na laptopie, i jak wlaczam jezyk polski, to cala klawiatura mi sie przestawia a w pierwszym rozdziale i prolologu, wszystko mi fajnie dzialalo. Mam nadzieje ze mi to wybaczycie.

Nawaliłam na całej linii! Otóż rozdział który ostatnio wstawiłam był rozdziałem czwartym. Pomyliły mi się klawisze i kolejność przez to jest teraz całe zamieszanie. Oto jest rozdział 3

Zapraszam do komentowania, to niezwykle motywuje do dalszej pracy a zarazem w pewnym stopniu dodaje weny. Pozdrawiam cieplutko <3

sobota, 18 lipca 2015

Rozdział 2

Tego samego dnia wieczorem, postanowiłam przeprowadzić długa rozmowę z Santiago, na temat... Wlasciwie to na wszystkie tematy, a zwłaszcza jeden.- Santiago! - Zawolalam.
- Tak panienko? Wszystko w porządku? - Zaczal się dopytywać.
- Tak, ale muszę z panem porozmawiać - powiedziałam ostrym tonem. Moze lekko za ostrym?
- Oczywiście panienko, w każdej sprawie!
- Chce się zmienic.
- Zmienic w jakim sensie?
- Dzisiaj dowiedziałam się jak widza mnie inni. Widza mnie jako ksiezniczke, wiecznie myslaca tylko o sobie i o swojej wygodzie. Wychowałam się tak! Dlaczego zawsze dostawałam to czego chce?! - Wyrzuciłam z siebie wszystko co zaprzatalo mi mysli od czasu rozmowy z Ethanem.
- Widzi panienka, pani mysli ze jest pani tylko dziedziczka nazwiska, fortuny i problemów spowodowanych pani nazwiskiem. Ale sa jeszcze dwie sprawy. Wiesz dlaczego masz takie oczu? - zapytał. Nie znalam odpowiedzi. Pokrecilam glowa.
- Pani matka, Lady Cadence rowniez miala nietypowy kolor oczu, fiolkowy. Niewiele osob moze pochwalic sie rzadkim kolorem oczu, wlasciwie jest panienka jedyna. Taki kolor oczu daje pewne...hmm... pewne niespodzianki..
- Niespodzianki? Co pan ma na mysli?
- To ze z tym kolorem oczu wiaza sie moce, dary. Ma pani... pewne zdolnosci ktorych nie umiem opisac - opowiadal niewzruszony, kiedy ja nie moglam w to uwierzyc. Ja? Zwykla, nie specjalnie ladna, dziedziczka jakichs pokreconych mocy, mam miec jeszcze wiecej tych "darów"?
- Dobrze, a wiec co dalej?
- Z tego co powiedziala mi pani matka, miala panienka wizje przyszlosci.
- Czasami mam uczucie ze znam ten fragment mojego zycia, moze to dlatego ze widzialam to wczesniej w wizji?
- Tak mozliwe. To jest sprawa numer jeden. Sprawa numer dwa... Coz, bycie jedyna dziewczyna w rodzinie ma swoje minusy wiazace sie z ogromna odpowiedzialnascia, lecz ma rowniez swoje plusy.
- Niby jakie?
- W pewnym stopniu sa one zwiazane z oczami... -zaczal cos mowic ale ja musialam mu brutalnie przerwac.
- Dlaczego wszystko krazy wokol moich oczu?
- Bo wyjatkowe oczy pojawiaja sie tylko u dziewczat z twojego rodu a tak....- juz mial cos powiedziec ale nagle ugryzl sie w jezyk. On cos ukrywa, wie cos co pomogloby mi dowiedziec sie czegos o sobie. Musze sie tego dowiedziec. Chociaz.... Santiago nigdy nie chcial dla mnie zle, moze to mi nie pomoze a zaszkodzi, bo jesli by mi to moglo jakos pomoc to po co mialby to ukrywac? - A jak wiesz jestes jedyna dziewczyna w tej rodzinie. W kazdym razie twoja moc i twoje oczy to klucz do, do krolestwa rodu Warnerów.
- Krolestwa? Warnerów!  Dobrze uslyszalam?! Mam swoje wlasne krolestwo pomimo ze nie jestem ani ksiezniczka ani królowa!!! - Nie wiedzialam co o tym myslec. Mam 16 lat i dopiero teraz dowiaduje sie ze jestem ksiezniczka i mam dowodzic rodzinie w... wlasciwie w czym mam jej dowodzic? I kto powiedzial ze mam?
- Panienko Vanillo, prosze spokojnie - blagal mnie Santiago.
- Dobrze, juz dobrze! Musze sie przespac - powiedzialam slabo, poczym na miekkich nogach skierowalam sie do mojego pokoju. Moj pokoj. Wszystkie meble byly biale. Lubie ten kolor bo ladnie wyglada na jagodowo-brzoskwiniowych scianach. Przy scianie z balkonem, przy oknie stala biala toaletka z XIII wieku. Gdy po wejsciu popatrze w lewo widze doze lozko z baldachimem. Narzyta jest w kolorze kremowym a do kompletu sliwkowo-kremowe poduszki. Obok drzwi wejsciowych znajduja sie drzwi do mojej garderoby, ktora utrzymana jest w kolorach zlota. Moja prywatna lazienka znajduje sie obok sciany z biblioteczkami i biurkiem. Wiele moich kolezanek oddaloby WSZYSTKO za taki pokoj. Wszystkie które u mnie byly mi go zazdroscily. A ja? Ja sie wychowalam na takim standardzie wiec nic mnie nie rusza w tym pokoju. Poszlam do lazienki, umylam zeby, wzielam szybki prysznic i polozylam sie do lozka. Zasnelam. W nocy cos mnie obudzilo. Dziura ktora od zawsze byla w moim sercu zostala zalatana. Ogarnelo mnie zniewalajace cieplo. Rozgladnelam sie po pokoju a moj wzrok natrafil na oczy. Nie normalne oczy, ale w niezwyklym kolorze. Szafirowym. NIKT nie mial takiego koloru... Tak jak nikt nie mial Cyjanowego.

----------------------------------------------------------------------------------------------------
Bardzo przepraszam za wszelkie literówki, ale niestety ktos zmienil mi ustawienia w jezykach na laptopie, i jak wlaczam jezyk polski, to cala klawiatura mi sie przestawia a w pierwszym rozdziale i prolologu, wszystko mi fajnie dzialalo. Mam nadzieje ze mi to wybaczycie.

Zapraszam do komentowania, to niezwykle motywuje do dalszej pracy a zarazem w pewnym stopniu dodaje weny. Pozdrawiam cieplutko <3